sobota, 15 listopada 2014

05. Angel?

Anioł?


Grudzień. 
Czwartek, ranek, Buenos Aires.

Deszcz przestał padać i dzięki upałowi, który zaczął doskwierać od wschodu słońca, spokojnie można było o nim zapomnieć. Srebrne krople wody zniknęły bezpowrotnie, zabierając ze sobą wspomnienie wczorajszego dnia. Słonko, słoneczko, słońce wpuściło promienie przez zasłonięte okna sali na drewnianą podłogę. Trochę dostało się też lustrom, które o tej porze powinny stać nieruchomo. Ale promyki tańczyły razem z nią. Wirowały, delikatnie. Niczym anioły skradające się na paluszkach. Tylko ona... Ona naprawdę wyglądała jak anioł. 

Krok w lewo. Dwa w prawo. Leon. 
Piruet. Skok. W dół. W prawo. Leon. 
Może złapię rogi sukienki? Leon.
Znowu obrót? 
Uhh. Trzeba wyczyścić te lustra. Leon. 
Leon. 
Może pójdę dzisiaj do kina z Leonem Diego? 

Sala taneczna była królestwem Gregorio. Czterdziestoczteroletni łysawy nauczyciel ze skłonnościami do przesady, ogromnym talentem i zerową cierpliwością, miał kilku pupilków wśród utalentowanych uczniów Studio. Natalia kiedyś, dawno temu zanim jeszcze walczyła o każdy dzień, kiedy świat był po prostu miejscem pełnym kolorów, przychodziła na prawie każde zajęcia nauczyciela. Była wtedy za mała, żeby tańczyć, ale zawsze chłonęła każdy ruch jaki tylko pojawiał się na parkiecie. I w pewnym sensie zostało jej tak do dzisiaj, tyle tylko, że przestała je powtarzać. Po pewnym czasie trzeba skupić się na swoich marzeniach, a one nie zawsze idą w parze z pasją. Często się przeplatają. Ale sen o własnej galerii sztuki nie jest tym samym co chęć wirowania na największej scenie baletowej świata. Trzeba zdecydować za co będziemy walczyć.
- Myślałem, że już nie tańczysz. - Zatrzymała się gwałtownie i szarpnęła za sukienkę, tracąc równowagę. Spojrzała na niego spode łba i ruszyła w kierunku swojej komórki, z której wciąż sączyła się lekka  piosenka z prostym tekstem o miłości. Diego jej nie rozpoznał. Ściszyła muzykę, żeby nie zagłuszać ciszy.
- Bo nie tańczyłam. - Gestem zaprosiła go do środka. - Lepiej się czujesz? Lena mówiła, że prawie umarłeś w łóżku. - Natalia usiadła na środku drewnianego parkietu. Zajął miejsce tuż obok.
- To ja powinienem się o to spytać. - Skrzyżował nogi i przez chwile wpatrywał się w jej oczy, zupełnie jakby tam skrywały się odpowiedzi na pytania, których nie chciał zadawać. Oparł łokieć na kolanie i podparł sobie głowę. Naprawdę lubił ją obserwować. Miała kruczoczarne, kręcone włosy, które o poranku wyglądały bardziej jak mielona kawa. Zaś wieczorem przypominały raczej ciemną czekoladę.
Gdyby umiał rysować tak pięknie jak ona i ktoś chciał, żeby przedstawił swoją wizję anioła, odwzorowałaby Natalie we wszystkich szczegółach. Wystarczyło tylko dorysować białe jak obłoki skrzydła, poplamione krwią. Krwią tego przez co musiała przejść. Krew tych, których musiała pożegnać. Jej własną krew. - Ostatnim razem kiedy byłaś w tej sali miałaś piętnaście lat a ja miałem fazę na pisanie wierszy.
- Hej! Ale to były świetne wiersze. - Rzuciła w jego kierunku podejrzliwe spojrzenie. - No co?
- Nic. - Zachichotał. Podczas gdy on uwielbiał na nią patrzeć, ona kochała słuchać jak się śmiał. - Brakowało mi ciebie w tej sukience. - Gdyby to zdanie wyszło z ust kogoś innego prawdopodobnie na policzku pulsowałaby czerwony ślad jej dłoni. Ale to był Diego - rozumiała o co mu chodzi.
Strój był śnieżnobiały i nie był typową sukienką do chodzenia na ulicy. Kiedy jeszcze czuła się w niej jak w drugiej skórze, parę lat temu, Lena doszła do wniosku, że wygląda na seksowną bieliznę z doszytą, długą asymetryczną spódniczką. Wtedy zaprzeczała. Teraz nie miała pojęcia jak mogłaby ją opisać. Gorset idealnie do niej przylegał, podkreślając małe piersi. Ramiączka nie były cienkie i krzyżowały się na plecach. Materiał gdzieniegdzie był o wiele cieńszy, prześwitywał - można było dostrzec jej delikatną skórę. Na nogi za to spływał delikatny szyfon.
Do tej pory pamięta z jaką dumą przyszła na próbę, żeby pokazać ją Diego i powiedzieć, że to w niej wystąpi na konkursie.
Błysk w jego spojrzeniu, jaki wtedy się pojawił już nigdy nie znikł. Przynajmniej nie w jej obecności.
- Tak. Też ją lubię. - Odgarnęła kosmyk włosów z czoła i zmarszczyła brwi. - Może pójdziemy dzisiaj do kina? Grają ten film, który chcieliśmy zobaczyć. - Dźgnęła go w brzuch. Widziała, że się waha. - Och! Proszę cię. Doskonale wiesz, że Lenie się nie spodoba. Poza tym: po pierwsze ma dzisiaj próbę z Danielem, po drugie: nie będzie zazdrosna. Wie co jest między nami, nawet jeżeli nie chciałaby tego przyznać. - Miała racje. Lena mimo irytującego zachowania, charakterystycznego dla młodszego rodzeństwa, była mądrą i słodką dziewczyną po uszy zakochaną w Ponte, ze wzajemnością.
- Mógłbym odmówić najlepszej przyjaciółce?
- Szesnasta trzydzieści pod kinem? - Podrapał się po nosie, jak zawsze kiedy coś przyszło mu na myśl.
- Dlaczego nie wcześniej? O piętnastej przecież kończysz... wizytę. Coś mnie ominęło?
- Mam coś do załatwienia. - Mruknęła, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza rozdwajać się na ten temat. Zaśmiał się z jej naburmuszonej miny. Wstał z gracją kota, z którą musiał się urodzić. Zadziwiająco dobrze czuł się we własnym ciele, często z tego powodu Natalia mu zazdrościła. Znał każdy swój ruch i wiedział jak dostojnie usiąść, żeby nie wyjść na niezdarę. Miał pojęcie o tym jak się rusza. Brunetka już zapomniała jakie miłe do uczucie.
- Pamiętasz nasz ulubiony układ? - Wyciągnął do niej silną dłoń, która tak często trzymał ją przy piruetach, prowadził  równo i bez wysiłku. Pamiętała jak spracowane są te dłonie, pamiętała jak lubiła ich dotyk.
Nieufnie podała mu swoją rękę. - Natusz, wiesz, że nic ci nie zrobię, prawda? Otwórz umysł, okej? - Palcem wskazującym podniósł jej brodę, niemal zmuszając ją, żeby patrzyła prost w jego ciemne oczy. - Jeżeli to będzie za dużo, to po prostu się zatrzymaj.
Rozumiał. Wiedział. Wspierał ją.
Gdyby była stworzeniem o bardziej rozchwianej duszy, pewnie poczułaby łzy radości. Uwielbiała Diego, za to wszystko co robił, jakim idealnym przyjacielem był w takich monetach. Wzmocniła uścisk.
- Na trzy.
I znowu przez chwile było jak dawniej. Ta chwila znaczyła więcej niż trzy garnki złota pozostawione na końcu tęczy.




Nadal w Buenos Aires.

Oh, won't you stay with me
'Cause you're all I need
This ain't love, it's clear to see
But darling, stay with me
*

Nieprawda. I ja ci to udowodnię. 
Pokażę ci, czym jest miłość. 
Choćby miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.

Mruczał piosenkę z zapałem, jakiego do tej pory nie znał. Tekst był absurdalny, ale muzyka wbiła się w niego i cały czas wracała.

Bo skoro to nie jest miłość, to dlaczego tak jej potrzebuje?

Nie rozumiał głupoty autora i nie potrafił znaleźć sensu, który według niego nie istniał. Jak znaleźć coś czego nie ma, ale jednak musi mieć żeby powstać?
Prychnął. To dopiero było bzdurą. Może nawet bardziej zagmatwaną niż rozterki sercowe głównej bohaterki telenoweli, którą uwielbiała jego siostra. Skomplikowane, telewizyjne związki.
Zostawił motor przed wejściem do Studio i ruszył raźniejszym krokiem niż zwykle. Chodziło mu się lżej, jakby latał tuż przy ziemi.
Fajnie było czuć, że wszystko jest na miejscu, a świat jednak nie jest tak zły, jak opisują go zagubione duszyczki. Przeszło mu przez głowę, że właśnie dlatego są zagubione - nie potrafią docenić śpiewu ptaków i ładnej pogody, nie umieją patrzeć dookoła siebie. Ale kiedy jego oczom ukazała się ona, nagle przestało mieć znaczenie o czym myślał wcześniej i zrozumiał jak to jest nienawidzić wszechświata. Skupiasz się na jednej osobie i twoje samopoczucie, postrzeganie wszystkiego zależy od jej czynów i zachowań. Od tego ile powodów do życia ci daje i jak wiele z nich zabiera. Bo to jedna osoba staje się właśnie centrum wszystkiego.
Tyle, że w tym przypadku Leon był ją po prostu zachwycony. Coś, może ktoś, kazało mu iść w kierunku sali tanecznej. Drzwi były szeroko otwarte i bez problemu mógł obserwować jak ta dwójka zatraca się razem, z jaką delikatnością obchodzą się ze sobą. Mógł podziwiać jej nienaganne ruchy, jak jej twarz promienieje i krzywi się. Dostrzegł, naprawdę niechętnie, udrękę na jej anielskiej twarzy. Zupełnie jakby nie mogła znieść... muzyki? Tańca? Tego chłopaka? Dotyku?
Mógłby tam wejść i zatrzymać cały taniec. Skończyć z tym przedstawieniem. Przerwać... Co? Czynność, dzięki której wygląda jak radosne dziecko, czy sposób jej tortur?
Boże, nigdy jeszcze nie widział, żeby ktoś wyglądał jednocześnie na wysłannika piekieł i anielskiego posłańca. Mógłby być przerażony, ale biała sukienka Natalii bliższa była mu do nieba. Poza tym, to zaufanie i porozumienie, które dzieli było tak wyraźne, że nie miał wątpliwości o długoletniej pielęgnacji tego czegoś, co musi między nimi być. 
I nagle, zatrzymali się zupełnie jakby ktoś wyrwał wskazówki zegarowi. Jedno, okrutne stop. Doprowadzili do stanu, w którym oczy domagają się tylko więcej, a serce zastanawia się dlaczego nigdy nie zaczęło się tańczyć, dlaczego nigdy nie zbliżysz się do ich umiejętności.
Zatrzymali się, żeby pozostawić niedosyt. Och, świetnie im to wyszło.
- Natusz, już dobrze. - Stanął przed nią i podniósł jej głowę, trzymając tylko jeden palec na jej brodzie. - Dałaś radę. Widzisz? Nie było tak źle. - Zrobił krok do przodu i wyciągnął ręce, jakby chciał ja objąć. W ostatniej chwili się zatrzymał, widząc jak Natalia robi niepewny krok w tył. - Naprawdę nie mogę?
- Wolałabym nie. - Wymamrotała. Speszyła się i oczy poszarzały - wściekłością. Na pewno. - Chyba, że pozwolisz, że to ja cię obejmę...
-...ale ja ciebie nie? - Zmarszczył brwi. Odetchnął głęboko jakby to była jedyna racjonalna rekcja, może nawet odpowiedź. - Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię, prawda? - Teraz kryła się tam rozpacz, głęboka i rodząca się od dość dawna. Dziwnie było obserwować tą niecodzienną scenę. On chciał tylko uścisku, co w tym złego?
- Wiem. A ty wiesz, że ci wierzę. I wiesz też, że nie mogę. Diego. - Jego imię wyszeptała jak modlitwę.
- Kocham cię, nawet jeżeli jesteś małym, popapranym stworzeniem. Z naciskiem na małym. - Poczekał aż sama przyjdzie do niego, przyciśnie głowę do jego klatki i obejmie go mocno. On nawet nie podniósł ręki.
- Ja ciebie też. Nawet pomimo twojej głupoty.
- Uwielbiasz moją głupotę. - Obruszył się.
- To też. - Zaśmiała się i Leon nie miał wątpliwości, że jego uszy zaczęły pływać w morzu delikatnych piórek, tylko po to, żeby za chwile dotarła do niego ich rozmowa.
K O C H A M. C I Ę.
Odwrócił się w końcu, bez wyraźnego powodu i poszedł w stronę szafek, innej sali, czy dworu. Nieważne.  Grunt, że odchodzenie przychodzi najłatwiej. Nawet jemu.
Bo nie potrafił zastanowić się dłużej nad długą historią Diego i Naty. Nie miał pojęcia co jest między nimi. W końcu dobrze usłyszał, prawda?
Ale fakty były takie, że ona nie kochała jego. A on nie kochał jej. Przynajmniej nie w ten romantyczny sposób. Oni mieli swoją własną definicje miłości i przekonanie, że ma ona wiele obliczy. 
Nie był jednak głuchy, wszystko przedstawiało się wyraźnie. Wszystko było jasne.

Wszystko jest jasne.




Grudzień. 
Czwartek, wieczór, Madryt.

Pogoda jest jak kobieta. A kobieta jest jak pogoda - zmienna. 
Równie dobrze możemy uznać, że słońce jest barwy mdłej zieleni, księżyc zrobiony jest z sera, a mężczyźni mają trudne życie. Oplotła nienawistnym spojrzeniem gwiazdy błyszczące do góry. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, chyba przekleństwo. W Buenos Aires pewnie jeszcze świeciło słońce i nawet na księżyc nie mogli popatrzeć w tym samym momencie. Irytacja Violetty sięgnęła zenitu, kiedy jak z pod ziemi, przerywając spokój jej komórka zabrzęczała najbardziej wkurzającą melodyjką, zarezerwowaną dla jej jeszcze nie byłego chłopaka. 
Porównywanie kobiet i pogody jest niedopowiedzeniem roku. Pogoda z sekundy na sekundę nie potrafi ze spokojnej wody, wytworzyć huraganu z wrzaskami i latającym wszędzie szklanymi przedmiotami. 
Niestety, płeć piękna potrafi być dużo gorsza. 

Jak to jest czuć się kochaną? 
Jak się kocha?
Jak nie powinno się tego robić? 
Dlaczego? 
Po co spotkałam go na swojej drodze? 
Do czego mi taka przeszkoda? 
Do czego mi on? 

Kiedy miała piętnaście lat oznajmiła Danielowi i Cristobalowi, że zostanie aktorką. Standardowo po tygodniu zmieniła zdanie i tym razem widziała swoją przyszłość jako strażak, choć ledwie przerastała wzrostem swojego dziewięcioletniego wtedy brata. Miała zapał i chęci, więc dlaczego miałoby się to nie udać? Do celu prowadziła prawie prosta droga, do ratowania ludzkiego życia. Mogłaby pomagać w potrzebie, dbać o innych... Mogła odkryć swoje powołanie. Aż pewnego dnia zrozumiała, że chce ratować to, co jest do uratowania; że chce widzieć uśmiechy, jeżeli jej się uda; i łzy, żeby lepiej radzić sobie w przyszłości. Zrozumiała, że chce walczyć o życie tych najmłodszych, najbardziej bezbronnych.
Tak wylądowała na medycynie.
Poznała chłopaka, ułożyła sobie życie, powoli zaklejała blizny z przeszłości, miała blisko swoją rodzinę i było dokładnie tak jak być powinno - spokojnie. Idealnie?
Kiedy codziennie budzisz się razem ze słońcem, jesz z nim śniadanie, czasem wypijesz kawę, może herbatę; kiedy idziesz razem z nim na uczelnie i wypruwasz sobie szare komórki; a potem widzisz jego twarz i zastanawiasz się jakim cudem wszystkie twoje koleżanki zazdroszczą ci takiego związku; kiedy z tym otępieniem wracasz do domu, zapominasz o słońcu, zapominasz o wszystkim - widzisz tylko jego puste oczy.
Następnie jedna rzecz z twojego idealnego życia destabilizuje się i zupełnie jak kostki domina, wszystko ciemnieje i łagodnie, ale równomiernie spada z trzaskiem na ziemie. I nagle doskonale wiesz, co chcesz ze sobą zrobić.
Zaczynasz od zatuszowania tego jak ślepa byłaś, żałując tylko przez kilka sekund kiedy już twój były chłopak, nie rozumie słowa "koniec". Upierając się, że się zmieni. Tylko po co, skoro dla siebie jest chodzącym przykładem poprawnie spłodzonego potomka? Duma ucierpiała. Przystojny, bogaty, inteligenty, miły, zabawny, uprzejmy! Niby czego nie miał?

Mojego serca, idioto.

- Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwa. - Będę. Muszę być.
- Mam nadzieje, że szybko o mnie zapomnisz. - Przysunęła się bliżej. - Mam nadzieje, że spojrzysz na kogoś tak jak nigdy nie patrzyłeś na mnie - pogłaskała go dłonią po policzku. Uczucie ciepła, które kiedyś czuła, dotykając go - zniknęło. Jak wszystkie nieistniejące doznania. - Mam nadzieje, że się zakochasz, Tomas.
- Ostatni pocałunek?
- Ostatni. - Mruknęła ustami przy jego kiedyś ciepłych wargach.
Wiedziała, że nigdy więcej go nie dotknie, więc miała gdzieś, że stoją na środku chodnika i zapewniają ludziom kilkunastosekundową rozrywkę. Wspięła się na palce, żeby być jeszcze bliżej i przypomniała sobie, pierwszy raz kiedy dotykał ją w ten sposób. Ciarki, słodycz, przyciąganie... Gdzie się podziały? Aż zrozumiała. To nie był pocałunek. To było pożegnanie.

* Kawałek Stay with me, Sama Smith'a
A brzydko, a fuj i fe. Pójdę się schować w szafie, kiedy wy będziecie to czytać. Oki doki? 
Widzimy się kiedyś tam, noo. Nie wiem, kiedy, ale kiedyś chyba na pewno. Branoc. :>
PS. Mam nadzieje, że nikt nie stracił wzroku. :c
Buzi! Miśki. <3

11 komentarzy:

  1. Patrzcie, kto przybył!
    Metr sześćdziesiąt w piżamie i puchowych skarpetkach. No i toną zeszytów na kolanach, ale co tam. Jak zwykle spóźniona, co nie? Nie znudziło Ci się już czekanie na mnie?
    Leon, Leon, Leon, Leon i - uwaga, niespodzianka - Leon <3 Leon, którego kocham i o którym myślę i który jest idealny, piękny, kochany i cudowny. Mój Leon <3 I Natalka, mój kochany aniołek. Szczerze to czytając ten fragment sama zwątpiłam w niewinność więzi, która łączy ją i Diego. Co prawda jest Lena i jest to coś takie małe żywione do Leona, ale cóż... Bardziej ze strony Diego wydało mi się to podejrzane. Rozwiej proszę moje wątpliwości - to jest przyjaźń, prawda? Ta prawdziwa przyjaźń, która w realnym świecie nie istnieje, a o której marzą wszystkie pięciolatki. I która daje nadzieję. Tak, tego będę się trzymać.
    I jeszcze jedna sprawa - przeszłość Natalki. Kto ją tak skrzywdził? Mów, a zamorduję.
    Violetto! Powiedz, kogo tak naprawdę kochasz, czy może raczej - kochałaś? Jest Tomas, jest Fede... Za dużo was tu. Jesteś rozdarta, czy tylko wspominasz? Kto będzie tym prawdziwym, jedynym? Kto tak naprawdę Cię pokocha?
    Aj, za dużo tajemnic, nie wyjaśnionych spraw. Wszystko skomplikowane, ale cóż.. Takie życie. I podejrzewam, że będzie tylko gorzej.
    Napiszę w ten bardzo twórczy, najoryginalniejszy sposób, którego używam w każdym komentarzu *dumnie unosi głowę* - cudo. Moja wena jest po prostu zaskakująca, nie uważasz? Szkoda słów. Ale dobra, mówimy o Tobie. Jak zwykle mnie oczarowałaś. Znowu fruwam sobie w tym Twoim własnym świecie, mam takie skrzydełka bielutkie i te jego zielone oczy <3
    Kocham Cię najmocniej na świecie, wiesz?
    Podziwiam, uwielbiam, całuję.
    Ana Julia

    PS.: Ten mały człowieczek w mojej głowie wszystko obmyślił. Grupowe morderstwo bloggera? Podaj datę i godzinę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam cieplutko w moich skromnych progach. :)
      Sytuacja po tej stronie wygląda podobnie, tyle, że tutaj raczej siedzi się w kapciach. (W pieski, ale to szczegół. Trzeba jeszcze dodawać, że wszystkich w domu to śmieszy?) Akurat takie rzeczy się naprawdę nie nudzą. :)
      Czy to jest prawdą, okaże się w przyszłości. Ale bez obaw! Co to byłby blog o Lety, bez Lety, prawda? :>
      Wszystko wkrótce, ale od razu mówię, że pomogę w zabójstwie. No kto jak nie ja?
      Fioletowe problemy Violki, to raczej tylko chwila. Miejmy nadzieje, że tutaj będzie bardziej zdecydowana.
      Będzie gorzej. Zapewniam. :>
      Dorzucę Ci jeszcze aureolkę, co? :D
      Dziękuje. <3
      Milion buziaków! :*

      Czemu nie? Zapatrzę nas w jakieś dobre łopaty, czy coś. A data, żeby było śmiesznie, niech będzie 29 marca, czy tam kiedy ekipa przybywa do Polski. Najlepiej jeszcze przy okazji ukradnijmy Jorgusia. :D

      Dominikaa. <3

      Usuń
    2. Motylku!
      Zapraszam cię do siebie http://violetta-naxi.blogspot.com/, nominowałam Cię do LBA.

      PS.: Dominisiu (mogę tak mówić?) dorzucaj tą aureolkę, a ja ci dorysuję takie wieeeeeeeelkie serducho w łapce.

      Usuń
  2. O NIE LETY, LUBISZ ZABIJAĆ INNYCH, CO?
    Kleptu, kleptu, klep ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, cześć, jestem.
      Wędrowałam sobie dróżką internetową i z aska przybyłam tu. Długa droga to nie była, parędziesiąt sekund.
      Ey, zastanawia mnie jedno. Spongebob to ser czy gąbka?
      Skreśl to, nic nie widziałaś, nic nie czytałaś.

      ~`~

      Wyczyściłaś sobie archiwum w głowie? Okay, mogę kontynuować.
      Listku, klawiaturko, czekolado, króliczku, okienku, biureczku, notesiku! To było cudowne, przepiękne, genialne... Nie znam dużo epitetów. Chlip.
      Ale Lety? No ranisz mnie, ranisz...
      Przeboleję, trudno. Chlip, chlap, chlip, chlap. Przeboleję.
      No ale piękni są, nie ma co.
      León to taka druga Fiołka. Przerwać taniec? Stać? Nic nie robić?
      Wyję. Głupolek kochany. Trzeba było, wejść tam, ją przerzucić przez ramię i od razu pod ołtarz, co się cackasz. Przystojny, a głupi.
      A Violetta nie lepsza - Tomas, Federico... Może jeszcze przystojny woźny ze szkoły, albo chiński sprzedawca jaj. Oj, załamujesz mnie młoda.
      Ostatni pocałunek? Z Tomasem? Nie zezwalam, może być pożegnanie - a sio mi - ale nie pocałunek! No hey! Ja tak cierpiałam, czytając te zdania. Gdzie Leónetta? :C
      No trudno, life.
      Czekam na kolejne Twoje cudowne dzieło.
      To było idealnie wykreowane, prze genialne!

      Love,
      Julka ♥

      Usuń
    2. Gąbka. Dla mnie zawsze był gąbką.
      Wiem, ranie moją miłością do nich cały wszechświat. :c
      Mada Faka, boziu. XDDDD
      Śmiejem się o tak bardzo soł macz. Jak ja lubię takie komentarze. <3
      Lovki, soł macz x3
      Całuję, biureczko <3

      Usuń
  3. Nie było mnie? A fe, nie dobra Cathy.
    Wrócę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział został dodany 15 listopada, kiedy ja go przeczytałam? 29 grudnia. Przynajmniej jeszcze przed końcem roku.
    Tak apropos to długo musiałaś w tej szafie siedzieć xD A mi wzrok się nie popsuł, wręcz przeciwnie. Znowu się czegoś od ciebie nauczyłam
    Nie było mnie tak długo, nie dlatego, że zapomniałam (nawet dodałam rozdział do specjalnej zakładki :D), ale po prostu nie mogłam znaleźć czasu na przeczytanie ;(
    Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
    Chyba nigdy nie przestanę zachwycać się twoim talentem, nawet Lety mi już nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się do niej ;)
    Diego pisał kiedyś wiersze. Tego się nie spodziewałam. Ale te jego wyobrażenie Natali w roli anioła... Trochę zbyt drastyczne jak dla mnie. Biel splamiona krwią.
    Lubię tą postać. Wydaje się być bardzo pozytywna. Widać, że stara się wspierać Natalię, być z nią. Wypad do kina to nie taki zły pomysł ;D
    Zastanawiam się dlaczego ta dziewczyna nie pozwoliła objąć się Diego. Bo nie przypominam sobie, by w poprzednich rozdziałach było coś na ten temat, a jeśli jest to przepraszam ;(
    Przechodząc do Leona, to on myśli, że Diego i Naty są parą? Bo nie do końca zrozumiałam. Chyba ta sądzi, rzeczywistość jest inna, ale on... Widzi co innego.
    A Violetta... Czy to oznacza, że ona już niedługo spotka się z bratem? Mam nadzieję, że tak ^^
    Czekam na kolejny rozdział :**
    Następnym razem będę wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, zobacz ile ja nie pisałam. XD
      Wygodnie tu. Poza tym - kot mnie dokarmiał. :D
      Wybaczone, zapominanie. Spokojnie, naprawdę. :) Nie wiem jeszcze na co do kina ich poślę, ale to już kwesta sporna. XD
      Nie było, spokojnie. Natalka i jej demony przeszłości, wkrótce się ujawnią.
      On jest głópi. Przystojny a głópi. Cóż zrobić.
      Ba! W końcu święta idą. <3
      Ściskam. <3

      Usuń