poniedziałek, 29 grudnia 2014

06. Sweet, sweet promise.

PAPAPAPAPM- <- Proszę, muzyka. Jeżeli ktoś chce może pozachwycać się ze mną Edem. Poza tym notki na dole dzisiaj nie ma. Jest sobie tylko nominacja do LBA, także, pozostaje mi życzyć miłego czytania i ostrzec Wasze biedne oczy. Jakby wypadły - znajdziemy zastępstwo. Spokojnie. :) Ogólnie to znowu nachrzaniłam. Sprawa dotyku Natuśki trochę się wyjaśniła, ale jak zawsze w razie niejasności - możecie pytać. Choć wkrótce Lena z Natką będą sobie rozmawiać i wszystko już całkiem zrobi się jasne.
PS. Nadmiar Lety. Znowu. Poprawie się od 7. Obiecuje.

***
Anie Julii, bo zawsze tutaj jest. <3


 Słodka, słodka obietnica. 

Grudzień.
Czwartek, popołudnie, Buenos Aires.

Lubiła, kiedy wychodząc z budynku słońce nie padało wprost na jej twarz, tylko chowało się za ciemnymi (najlepiej burzowymi) chmurami. Cienie, które spowijały ulice, formowały interesujące kształty. Inspiracje, która najlepiej wyglądała prosto z natury. Kolory świata najpiękniej dawały się odwzorować na nieskazitelnym płótnie. Pisarze zapełniali puste kartki słowami, czasem wiele wartymi. Ona - jako artystka, wykorzystywała obrazy, żeby przekazać ludziom podobne uczucia. 
Bo czy opiszę się miłość, czy ją namaluje, ktoś potrafi ją zrozumieć? 

Myślę, że generalnie, niemyślenie o niczym konkretnym wyjdzie mi na dobre. 
Albo nie? 

Różową miotełką zamiotła przeszłość pod dywan. Zawsze się kończy, a Nigdy przemija. Kurczowa trzymała się teraźniejszości, bo przeszłość - zbyt straszna, żeby do niej wracać - jak miecz przebijała jej serce. Trudno jest otrząsnąć się z traumy. Jej terapeutka porównywała to do ignorowania krwawiącej rany. Śnieg, który spokojnie odpoczywa na ziemi, zanurzał się w ciepłej cieczy. Wykrwawiała się. Rzeczywiście. Namacalnie. Prawdziwie.
Na początku, w zamierzchłych czasach, kiedy wszystko było bardziej niż świeże, to dusza zostawiła ciemne ślady na twardej ziemi. Coraz szybciej, mocniej, z większą złością. Ona siedziała wtedy w swoim pokoju, odgrodzona od wszechświata. Z kurtyną zakołtunionych włosów, rażącym bólem w oczach. Niewypowiedzianymi modlitwami, w których z taką pokorą błagała o śmierć. Cichą, żeby nikt nie zauważył. Prosiła o pogrzeb w chłodny dzień, żeby Lena za bardzo nie zagrzała się w czarnej sukience. Upały ją drażniły.
Sekundy, minuty, wyryte w jej głowie szczegóły, zapachy i dźwięki - mogła dotknąć, poczuć. Jakby nie znalazła się w pułapce miesiące temu, tylko dopiero z niej wyszła. I na nowo każdej nocy strach ciągnął Natalie brudnymi łapami. Owijał się w okół jej szyi ze zapachem bluszczu, muskającym ściany pokoju i dusił ją, kradnąc oddech - jedyną czynnością, którą pragnęła wykonywać.
Zdając sobie sprawę, że modlitwy nie przynoszą ukojenia, zaczęła błagać. Coraz głośniej. Ściany się zbliżała, oczy traciły blask, koszmary nawiedzały ją wyraźniej. Od nowa czuła jego dotyk. Łzy zamiast przynosić ukojenie, paliły ją ogniem. Wtedy też płakała. Śmiech, okropny, chrapliwy, naznaczony latami palenia wypełniał jej głowę, zabierał jakieś resztki, na których mogła się skupić. Resztki. Prychnęła.
Tam nie było nic, prócz skorupy z jej bezwładnego ciała. Jakieś skinięcia głową, pusty wzrok na znak protestu. I ludzie. Prawdziwe tłumy. Rodzina, przyjaciele. Trochę policji. Lekarze. (Nawet siłą nie dała się zawozić na wizyty.) Luiza - terapeutka. Diego. Przewijali się przez dom dla niej, obok niej, z nią, z jej powodu. Zupełnie jakby byli w stanie pomóc. Jakby dostrzegała ich obecność. Jakby była tego warta.
Jedzenie, woda, śmiech, pędzle, wydawały się abstrakcją. Jak tamto wydarzenie. Choć czuła je wyraźnie w kościach. Wiedziała, że wypaliło miejsce w każdym mięśniu, że krążyło w jej żyłach. Pogodziła się z tym, że nie zapomni.
Pogodziła. Testowała to słowo, literkę po literce. Mieliła je językiem, pisała, rysowała, patrzyła na nie przenikliwie. Zupełnie jakby dostrzegała jakieś drugie nieistniejące znaczenie.
Minęły trzy miesiące, odbywała się kolejny zlot rodziny. Znowu rozmawiali o niej. Ktoś (kuzynka taty?) powiedział, żeby zapomniała. Dramatyzuje. Nic się nie stało. To tylko wyobraźnia. Robi z siebie ofiarę. Powstało niepotrzebne zamieszanie. Ściąga wszystkich do siebie, a nawet się nie pokazuje. Co ona sobie wyobrażała?
Wtedy wyszła z pokoju po raz pierwszy od tygodni, miesięcy? Nie pamiętała dlaczego, po cholerę, tam poszła. Może należało wziąć się w garść? Walczyć?
Walczyć. Hm...
Chwiała się na schodach. Była bardzo słaba. Kroki stawiała ledwo, ale podłoga w ogóle nie czuła jej ciężaru. Lekka jak piórko przeszła przez salon i stanęła na przeciwko kobiety. Natalia była ubrana w dres, czarny z dziurą na prawym kolanie, granatową bluzkę, która opinała jej brzuch i szary kardigan. Trzęsła się z zimna choć Lena przez całe lato paradowała w za krótkich spodenkach. Pogoda nie miała znaczenia, kiedy jej ciało zamieniało się w bryłę lodu.
Stanęła przed nią, położyła ręce na biodrach i popatrzyła beznamiętnym wzrokiem. Uciszyła wrzawę. Zanim wyruszała w ciężką wędrówkę do salonu, wszyscy rzucili się na Mirę. Angie zbladła, a tata walczył z wybuchem - widziała jakie wypieki wkradły się na jego zmęczoną twarz.
- To też sobie wymyśliłam, ciociu? - Spojrzeli na jej lekko zaokrąglony brzuch. - Mogłabyś stąd wyjść? - spytała wyraźnie  zirytowana. Sama opadła na kanapę, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi. Omiotła wzrokiem zebranych - dwóch braci i siostra taty, trzech braci Angie, całe mnóstwo kuzynów, babcia, dziadkowie, Diego, Lena, jacyś przyjaciele ojca. 
- Angie zrobiłabyś mi coś co jedzenia? I herbatę. Ziołową. - Natychmiast zdziwiła się tą prośbą. W Natalie od dłuższego czasu trzeba było wmuszać choćby okruszki. Oprócz zdrętwienia przyszłej macochy, większość patrzyła na nią jakby ufo wylądowało w środku salonu i chciało porwać telewizor. Zakłopotanie wisiało w powietrzu, nie mieli pojęcia jak z nią rozmawiać. Łatwiej było decydować o jej przyszłości i stanie, kiedy nie była obok. - Nie patrzcie tak na mnie. Myślicie, że wiem co mogłabym powiedzieć? - wychrypiała. Dawno nie używała słów dłuższych od tak i nie. Clara, narzeczona wuja Davida, przytuliła Naty do siebie. Jej serce biło wolno, a oddech równo muskał policzek Natalii. Kołysała ją na boki, jak małe dziecko i rozpłakała się cichutko. Tylko jej łzy lśniły jak kryształki.
- Księżniczko, może zadzwonimy do Luizy?
- Nie. Trzeba się z tym uporać po rodzinnemu. - westchnęła. -  Słuchajcie ja... - Co miała powiedzieć? Jak zareagować? - Po pierwsze nie mówicie, że wiecie jak się czuje, bo nie wiecie. Po prostu... Będziemy normalnie funkcjonować, dobrze? - Błagalnie spojrzała na Diego. Przesłała mu prośbę, której sama nie rozumiała. - Znaczy ja, wy, on.. Boże. Jego nie ma. Jest w więzieniu. Tak? - Łzy przesłoniły jej widok. - Urodzę, dobrze? Urodzę, a wy dalej będziecie kochać mnie i małego. - Zamknięte cierpienie wylewało się z niej. Bez przeszkód mogłaby zapaść się pod ziemie, siedzieć tam i nie dzielić się z nimi żadną przykrą myślą. Może lepiej zniosłaby spalenie na stosie. Oni... Tutaj... Świat wywrócił się i zwalił na jej biedną głowę. - Dobrze?
- Natalka, jeju... - Po prawej stronie siedział Jose, brat taty. Próbował położyć rękę na jej plecach. Niemal natychmiast wystrzeliła w górę, stanęła na prostych nogach. Przestraszył się, że zrobił jej krzywdę, odskoczyła jak poparzona na jego dotyk.
- Nie. Wiem. Ale... - Język jej się plątał, umysł szalał, a ręce trzęsły. - Po prostu nie dotykajcie mnie, dobrze? Ja.. Ja pójdę do swojego pokoju. Niech Angie tam przyjdzie.
Odprowadziły jej zatroskane szepty. Pierwszy krok do wolności, która nigdy nie nadejdzie. Złożyła sobie obietnice bez pokrycia. Pozbiera się, ogarnie, będzie żyła dalej. Ale nie wygra. Będzie pamiętać.
Natalia nie była odważna wobec życia. Zamieszanie mogło się skończyć w ułamku kilku sekund, przy udziele sznurka, noża, tabletek.
Śmierć okazała się być bardziej przerażająca. 



Wciąż grudzień, nadal popołudnie, dalej w Buenos Aires. 

Dostrzegł jak przez zielone liście, promyki słońca leniwie oświetlają trawę. Jasne, żywe kolory nijak pasowały do grudnia i świąt. Nijak przypominały jego Madryt. Całość, ta otoczka niewdzięcznego miasta, nie pasowała do jego wyobrażeń. Barwy, odcienie przeszkadzały Leonowi najbardziej. Drażniły wzrok. W pełnych koronach drzew i kwiatach, nie było niczego. To miasto, miejsca były puste. Przezroczyste.
Inspiracja została w jego mieście. Razem ze słodką obietnicą, uroczego uśmiechu.

Słodka. 
Urocza. 
Śliczna. 
Nieśmiała. 
Jego?

Podszedł do niej na paluszkach rozbawiony, bez powodu.
- Ziemia do Natalii. Jaka pogoda panuje na księżycu? - Wzdrygnęła się przestraszona.
- Długo tak już stoisz? - odburknęła. Zachodzenie od tyłu traktowała jak swoistą zdradę. Wąski krąg ludzi, którzy krążyli w okół niej wiedziała co wolno, a czego nie. Ale ten kretyn dopiero co wtargnął z buciorami do jej skomplikowanego życia.
Dlaczego?
- Właściwie, spóźniłem się. - Spojrzał na nią jak na zagadkę nie do rozwiązania. Natalii spodobało się wyraz jego oczu spod przymrużonych powiek, dawały cienie na jego twarz. A w prawym policzku pojawił się dołek, od którego mogłaby się rozpłynąć, gdyby chciała. Ale nie chciała. - Wybacz. - Skłonił się teatralnie, a ona trochę wbrew sobie zareagowała śmiechem. - Musiałem coś załatwić.
- Chcę wiedzieć co?
- Myślę, że sama wkrótce się dowiesz. - westchnął. - Masz dużo czasu do rozdysponowania?
- Język cię nie boli od używania tak długich słów? - Skrzyżowała ręce na piersi i cofnęła się o krok. Za blisko.
- Unikasz odpowiedzi.
- Godzinę. - Mlasnął językiem, niezadowolony.
- Śmiem twierdzić, że zapewniłaś sobie jakieś spotkanie awaryjne, w razie gdybym chciał cię porwać na drugą stronę Argentyny. Mylę się? - Uniósł brwi, ewidentnie rozbawiony. Natalia ruszyła przodem, w stronę parku. Posłusznie ruszył za nią z radością szczeniaka.
- Widzę, że słabo mnie cenisz. Poza tym miałam już plany. Idę do kina z chłopakiem mojej siostry. - Przeszli przez ulice. W powietrzu unosił się gorzki zapach niekoszonej trawy.
- Czyli nie dość, że jesteś rozważna, to jeszcze zbereźna. Gdzieś ty się chowała przez całe moje życie? - Wyprzedził ją na kamiennej dróżce i z uśmiechem zaczął iść tyłem. Miał idealny widok na jej krótkie nogi, wciśnięte w niebieską spódniczkę - nie za krótką, nie za długą. Biała bluzka odbijała się od strumyka czarnych włosów, a nich spokojnie spoczywała czerwona bandanka. Wyglądała tak... uroczo. Jak poranek, z widokiem na wschodzące słońce i parującą, czarną kawą z cukrem.
- Jeżeli masz zamiar czarować mnie tekstami z internetów to uroczyście ogłaszam, że masz inteligencje kokosa. - Zatrzymał się gwałtownie, zaintrygowany. Stanęła przed nim z dziwną pewnością siebie, zachowując bezpieczny dystans.
- Dlaczego kokosa?
- Bo są włochate? Okrągłe? Nie wiem. Bo masz równie ciemne włosy.
- Czy ja wyglądam jak kokos? - spytał, nie dowierzając, że prowadzi tą dziwną rozmowę pod drzewem, którego nie rozpoznaje z dziewczyną... Z dziewczyną, która wygląda jak wyciągnięta ze snu. Może nawet jego marzenia. Naty zmrużyła oczy, szukając odpowiedzi.
- Bardziej jak ananas.
- Zabolało.
- Trudno.
- Właściwie mała, powiedz mi jedną rzecz. Kto jest twoją przykrywką ja czy on? - Wyminęła go jednym szybkim krokiem.
- Co to za różnica? - Naty odwróciła się, żeby spojrzeć czy nie idzie obok. Szedł, jak spokojny czekający na okazje lew.
- To proste. Jak prawo Grahama. - Zmarszczyła brwi.
- Czego?
- Czy ty kiedykolwiek uczyłaś się fizyki? 
- Odbiegasz od tematu.
- Jesteś rozpraszająca. Zwłaszcza twoje oczy. - Brązowo-czekoladowe. Nic specjalnego.
- Komplement. Robisz podstępy. - Pogratulowała sobie za opanowanie. Policzki nadal mieniły się naturalnym brązem, zero pomidorowej czerwieni.
- Wracając. - Teraz szedł tuż obok. Czuł jej ramię obok swojego, niemal ocierały się o siebie. Pomyślał, że ich splecione dłonie, razem pasowałyby jak  puzzle. Stare i wyniszczone przez lata, ale nada trwałe. - Jeżeli to ja jestem twoją przykrywką to ten drugi zdradza twoją siostrę z tobą. To oznacza, że musisz być z lekka popieprzona. Moja za takie coś wydrapałaby mi oczy. Nie żebym chciał umawiać się z jej chłopakami - dodał szybko, widząc jej zdegustowaną minę. Nadal wyglądała idealnie. - Studenci medycyny wyglądają jak zombie, po tylu godzinach nauki. Wyobrażasz sobie, mała? Ja na randce z gnijącym ciałem płci męskiej.
- Kretyn.
- Zdecydowanie bardziej wolę drugą teorie. - Zignorował jej obraźliwą uwagę. Skupił się na kryjącym się za nią uśmiechu.
- Oświeć mnie. Może przez to zrobię się mądrzejsza.
- Brzmi ona mniej więcej tak. Jeżeli ten drugi jest twoją przykrywką to najpewniej znasz go dłużej niż twoja siostra. Może nawet się przyjaźniliście się i to przez ciebie są razem. To z kolei jest idealnym argumentem, który przemawia za teorią, że ukrywasz nasze spotkanie. Pytanie brzmi: dlaczego? Przecież nie chodzi o to, że jestem gorętszy od słońca.  - Podniosła jeden palce w górę. Kciuk.
- Po pierwsze, wyglądasz jak ananas. Pokaż mi przystojnego ananasa.  - odezwała się spokojnie, nie zaszczycając go spojrzeniem. - Równie dobrze możesz obalić prawo powszechnego ciążenia, skoro już jesteśmy przy fizyce.  - Drugi palec powędrował w górę. - Lena doskonale wie, że mnie i Diego łączy tylko... - Zawahała się.
- Tylko?
- Po prostu bardzo pomógł mi w przeszłości. Jest pamiątką z dzieciństwa. Nie ma się o co martwić. - Natalia nie kochała jego. A on nie kochał jej. Przynajmniej nie w ten romantyczny sposób. Oni mieli swoją własną definicje miłości i przekonanie, że ma ona wiele obliczy. Nie widziała sensu w przybliżaniu mu ich relacji. Nie zrozumiałby. Nie bez wszystkich szczegółów, których nie była w stanie mu wyjawić. - Chcesz iść na hot-doga? Jest tutaj taka świetna kawiarenką. Tyle, że mają okropną kawę. Ale hot-dogi..
- Jestem wegetarianinem - przerwał jej, melodyjnym głosem. Zawsze tak cieszył się ze wszystkiego?
- Prześladujecie mnie - jęknęła.
- My? 
- Ty, Angie i Lena. Jakbyście nie mogli jeść jak ludzie. - Widziała, że otwiera usta, więc szybko machnęła ręką. - Daruj sobie, słucham gadki o mordowaniu biednych zwierzątek odkąd pamiętam. Na szczęście mój tata stanowi jakąś tam opokę dla społeczeństwa. - Zauważyła jego przenikliwie-rozbawione (znowu!) spojrzenie i trąciła go łokciem w żebra.
- Co?
- Jesteś wyzwaniem - oznajmił po prostu.
- Skąd taki pomysł?
- Myślę, że boisz się mówić, a w środku cała krzyczysz. Chcę odkryć dlaczego tak jest.
- A to wyczytałeś w horoskopie? - prychnęła.
- Widzę to w twoich oczach.  Albo po prostu lubię podsłuchiwać czyjeś rozmowy. - Wzruszył ramionami. Ostatnie zdanie zawisło między nimi w chwilowej ciszy, która zniknęła równie szybko. Ale ono przyczepiło się między nich, pozostawiając pytania bez odpowiedzi. Pytania, na które nikt nie miał ochoty.







Paczcie! Do LBA nominowało pewne uroczę stworzenie *stąd*. Możecie tam wpaść i się zachwycać - jest czym. :D 

1. Czytasz moje bzdurki?
Zaczęłam, ale coś nie mogę skończyć. Ale ja niczego nie mogę skończyć, także tego. XD
Ale nie no - skończę. Właściwie czytam nawet teraz. :> 

2. Ulubiona para w serialu? (Mmm, czyżby Lety? :))
 Skąd wiedziałaś? ;o A poza tym to Leonetta i Naxi. Nie jest ze mną tak źle.


3. Dlaczego założyłaś bloga?
 Tego? Bo nigdzie nie było Lety, a ja się zakochałam. Miałam ciężkie życie, musiałam sobie wspomóc psychikę. Rozumiecie? Taka terapia dla debili (mnie). Ogólnie to jestem głópia - przymknijcie oko.

4. Ulubiona książka? (Chętnie przeczytam :))
To, co zostało - Jodi Picolut. <3 Moja największa miłość. 
Poza tym ostatnio skończyłam "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" Jeju też przyjemne. Zwłaszcza koniec, wmurowała mnie w siedzenie, bo spodziewałam się happy endu. Naprawdę jestem głupia. :>

5. Ulubiony aktor, postać i piosenka z serialu?
Jorguś, Leoś i nie wiem. Verte de lejos, Ser mejor... Zależy jaki mam humor. Ale nie to co śpiewa Fiolka. One mnie chyba najbardziej irytują. XD


6. Interesujesz się muzyką?
Jeżeli chodzi o granie na czymś to nie umiem. Choć staram się namówić mamę na gitarę/fortepian. Śpiewać też nie potrafię.  Na chór pani karzę mi chodzić. Wredne rude stworzenie. ;-;
Ale nie potrafię pisać bez muzyki. Nie da się.

7. Co cię inspiruje do pisania?
Muzyka, moja siostra, kot, noc, filmy, książki, inne geniusze piszące na bloggerze, obrazki, pogoda, ksiądz Krzysztof... Ksiądz Krzysztof tańczy przy ołtarzu i wszystko jasne. XD

8. Co sądzisz o Naxi?
Naty&Leon!!! 
Sądzę, że Maxi ma jej kupić szczeniaka. <3 Ogólnie to czekam na ich ślub. To będzie najnormalniejsze małżeństwo. Nie to co Leonetta i chore wymysły Fiolki. Ona to przecież będzie robić awantury o listonosza. Nie wiem czemu, ale będzie. Mówię wam.  

 9. Gdybyś mogła coś zmienić w swoim życiu, co by to było?
Zlikwidujmy szkołę, nananana...
Urodziłabym się bliźniaczką Albity. <3  

10. Ponieważ jesteś fanką TVD muszę zadać podstawowe pytanie:
Stelena czy Delena?
Stelena <sypią się hejty> Ogólnie to shipuje chyba wszystko z Caro. I Klausem, mój mąż. <3 Muszem się też przyznać, że dawno nie oglądałam. Mam zaległości w absolutnie wszystkich serialach. Poza tym Elka to zło. Nie lubię tej pani, jest chyba jedyną kobietą we wszechświecie bardziej niezdecydowaną niż Violka.  And - jestem wierna Stefanowi. Od zawsze.

Ja nie moniunuje nikogo, bo i tak nikt nie odpowie. XD
hehe
<3
Ściskam, Was misiaki!