poniedziałek, 3 listopada 2014

04. The storm.

Numer 04, dla aniołka.
Mam nadzieje, że tak jak mówiłaś - będziesz to czytać z uśmiechem. :)

Burza. 

Listopad.
Środa, późne popołudnie-wieczór, Buenos Aires.

Pocałunek w deszczu jest tak romantyczny. Bo co słodszego może być od błękitnego nieba, schowanego za szarym sufitem, skąpanym w tysiącach nijakich kroplach brudnej wody? Idealnie przysłonięte deszczem widoki, rozmazane drzewa, zakryty horyzont. I ciepłe przyjemnie wilgotne ciało obok twojego. Wiatr nie wieje, ulica jest pusta i...? Jak dokładnie powinno to wyglądać? Powinno podać prostopadle do ziemi? Może tuż przy chodniku powinna rozsiewać się gęsta, puchata jak pluszowy miś, mgła? A kałuża odpoczywać trzydzieści centymetrów od twoich przemoczonych butów. 

Deszcz musiał być kolejnym, chorym wymysłem romantyków. 
Na szczęście jestem tutaj - w Buenos Aires, w mieście gdzie słońce wykańcza mnie psychicznie, a deszcz jest tylko ludową legendą. Jeszcze lepszą wiadomość sprawia fakt, że brak tu zatwardziałego romantyka, który ośmieliłby się mnie dotknąć. 
Nic mi nie grozi. 
Nic i nikt.
Prawda?

- Angie, nie uważasz, że pamięta się tylko pocałunki w deszczu? - Zakończyła gorzkie katowanie pianina, a ręce wolno odłożyła na kolana. Kątem oka spostrzegła zaskoczony wyraz twarzy przyszłej macoch, był równie niewyraźny, co odbicie w jeziorze, więc kwestia jego istnienia pozostawała dyskusyjna. 
- Chcesz mi coś powiedzieć? - Blondynka odzyskała rezon i chwyciła w dłoń jeden z trzech długich wisiorków, które dzisiaj zwisały z jej szyi w zwykle-niezwyklym nieładzie, jak zawsze. Okazuje się, że rutyna w sprawach biżuterii jest całkiem przyjemna, kiedy można skupić się na niej zamiast ciągłej nienawiści do wszechświata. 
- Nie. - Wzdrygnęła się, odruchowo, patrząc w dół. Ona? Ona nie była w stanie. 
- Lena doszła do interesującego wniosku, jakoby Diego rozchorował się przez cholernie romantyczny pocałunek w deszczu, który zafundował jej w weekend. Twierdzi, że takich rzeczy się nie zapomina. 
- Jestem przekonana, że nie zapomniałaby, gdyby to zobaczył jej ojciec. Myślę, że to mogłoby skończyć się wizytą na ostrym dyżurze. - Zachichotała odrobinę sztucznie i odwróciła się w kierunku pasierbicy. Natalia dostrzegła, że uśmiech nie dotarł do oczy. 
Dlaczego?
- Dodała też, że to może być kara za jego język, który wcale nie chciał opuścić jej ust. - I w końcu iskierka wybuchła, a w jej jasnych tęczówkach rozprysł promyk szczerego rozbawienia.
- W takim razie, pewnie bardziej prawdopodobnym miejscem byłaby kostnica.
- Zwłaszcza, że to pewnie ona nie chciała przestać. - Stwierdziła Natalia, wydymając niesmacznie usta. Tak, zdecydowanie rozmyślanie o nieprzyzwoitych pocałunkach siostry i rzeczach kto-wie-co-jeszcze-robią-razem, nie mogły obejść się bez wesołego śmiechu, odbijającego się od ścian Studio.
- Kiedy będzie mały? Nie spóź... - Angie przerwał szum głośnych kroków, nikt się nie skradał, ale też nie zachowywał na tyle głośno, żeby chcieć go zauważyć. 
- Naty, Angie, skończyłyście już katować pianino? 
- Katować? - Brunetka prychnęła. - Tato, katują to jedynie twoje jęki pod prysznicem, które tak zawzięcie nazywasz śpiewaniem. - Zaszczebiotała zbyt słodko, przechylając głowę w prawo i przy okazji skrzyżowała ręce na piersi. Nie omieszkała też zamrugać rozkosznie rzęsami.
Pablo spiorunował ją wzrokiem, zupełnie jakby znowu miała siedem lat, porwała z biblioteczki jego ulubioną książkę i zasnęła z nią przy piersi, po prostu wąchąjąc zżółknięte kartki, przesiąknięte gorzkim zapachem perfum ojca.
A potem z cienia wyłoniła się wysoka postać i śmiech wydawał się równie odpowiedni, co tańce na pogrzebie; nienaturalne.
Jakie to uczucie, kiedy jesteś krok od słońca, a ogarnia się chłód? Co się dzieje, jeżeli następny krok zniszczy podstawy, po których kroczysz,  a ty zaczynasz biec? Czy boli, kiedy czujesz, że iskry jego przenikliwego spojrzenia wbijają się w pokruszone serce? A ty patrzysz beznamiętnie i nic nie możesz zrobić.

Nic.

Nawet oddech ciężko obdziera cię z resztek sił. Boli.  
I uśmiechnął się, a ona rozpoznała ten słodki szmaragdowy błysk w jego oczach. W głowie szumiało jej słowo "objawienie", ale smutna rzeczywistość; że obraz nie miał prawa stanąć przed nią, oddychać, a co dopiero patrzeć wygłodniałym wzrokiem, zupełnie jakby była przekąską;  starał się ściągnąć ją na ziemie. Bezpieczny grunt, bez niespodzianek. Nudne życie, bez przygód.
- Natalia to jest Leon. - Mruknął, delikatnie zirytowany. - Proszę oprowadź go po studio i daruj sobie opowieści o moim wyciu pod prysznicem, bo ja wciąż mam twoje zdjęcie z dzieciństwa. - Oznajmił z większą dozą humoru.
-  Z chęcią pokaże mu każdą drobinkę kurzu w tej szkole, ale mam lekcje z Alexem. - Odfuknęła, obracając się w stronę klawiszy. - Myślę, że towarzystwo Angie będzie dla niego ciekawszym... - Wyzwaniem! - przewodnikiem. - Szybkim ruchem smukłym palców wystukała parę nutek na pianinie. - Ona dużo lepiej zna te szkołę. - Blondynka, doskonale wyłapała jej skomlące obawy, schowane za krzywym uśmiechem. Pablo nie rozumiał tak dobrze, choć był najwspanialszym ojcem na ziemi z tymi wszystkimi radami, uśmiechami i uściskami, czasem zachowywał się jak bezmózgi kretyn.
Bo kochał ją bezgranicznie, a miłość robi z nas skończonych idiotów. Cholerny Kopciuszek był tego idealnym przykładem i choć Pablo nie miał blond włosów, idealnej tali i zdecydowanie nie był aż tak płaski - miała wątpliwości kto wygrałby konkurs pod ogólnie zwaną nazwą rozpoczynającą się na 'ż', kończącą na 'e' i siejącą postrach wśród zbyt dużych dziewczynek, żeby wierzyć w zamki, ale zbyt małych, aby przestać marzyć o własny, prywatnym księciu z oklepanym, białym koniem.
- Beto dzwonił, Alex ma dodatkowy trening dzisiaj, więc nie przyjdzie, a ja muszę porwać moją narzeczoną. - Jego twarz złagodniała. - Nie mogą dostać tych kwiatów, o które Lena tak walczyła.
- Świetnie. - Wstała z impetem. - Za mną Leon, gwarantuje, że będziesz miał mnie dość po dziesięciu minutach. - Zaimponował mu władczy ton, wydobywający się z aksamitnych, czerwonych ust, niemal krzyczących o pocałunek.

O tak, uwielbiał swoją wyobraźnie.

Podeszła w kierunku drzwi, w których stała płeć brzydka i wymierzyła jedno, lodowate spojrzenie w kierunku starszego z nich.
-Tato. - Groźba w jej głosie była słyszalna tylko dla niego. Wiedział co chciała przez to przekazać. Domyślił się, że czeka go trudna rozmowa o wszystkich za, przeciw i zbytniej wiary w terapeutkę zamiast w nią. 
Mimo wszystko, mimo tysiącach łez, burzy jaka się przez nią przetoczyła i tych słodkich poranków po deszczu, kiedy wracała na ziemie i znów było tak jak dawniej - on wciąż próbował wcisnąć ją do życia.
Próbował udowodnić, że bez miłości nie da się żyć.
Ona funkcjonowała normalnie, pozbierała się po wszystkim i odkryła, że oddychanie nie jest takie trudne, kiedy ma się dla kogo. Pomimo tego co myślał jej ojciec, ona doskonale wiedziała, kto nieustępliwie napełnia ją tlenem. Jej lustrzane odbicie.
- Panie Cordero. Proszę pani. - Skinął uprzejmie głową, odwrócił się, żeby dotrzymać brunetce kroku i zbyt raźnym krokiem ruszył do własnego piekła na ziemi. Szedł wydeptaną ścieżką przez dziewczynę z ciałem anioła i przeszłością godną ofiary Bundego.*

Oprócz tego, że z miłości głupiejemy, prowadzi nas prostą drogą do cierpienia.

Ona nie jest darem, jest przekleństwem, dlatego nikt przy zdrowych zmysłach w nią nie wierzy. I to może właśnie dlatego, tylko wariaci są coś warci.
- Zaczniemy od piwnicy. - Oznajmiła, kiedy znaleźli się poza zasięgiem słuchu dorosłych.
- Piwnicy?

- Coś nie tak, Leon? Boisz się pająków? - Odwróciła się, żeby dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Oczy z tej odległości wcale nie przypominały zielonej mieszanki trawy, liści, i mchu. Były czysto szmaragdowe z szarawym błyskiem, dostrzegalnym tylko pod pewnym kątem. Mieniły się słodkim poczuciem bezpieczeństwa. Omal nie zachłysnęła się powietrzem, nie wiedziała, że rysowała je tak... źle. Na żywo miały bardziej okrągły, nie migdałowaty kształt. W przeciwieństwie do jej bazgrołów nie były zimne, pozbawione życia, chęci i wiary, były ciepłe, prawie gorące i zapatrzone radośnie w świat. Zmusiła się, żeby wziąć głęboki wdech. Jeszcze nigdy nie namalowała czegoś tak nienaturalnie. Całe życie wszyscy zażegali się, że talent malarski to jedyna rzecz, której nikt, nigdy jej nie odbierze. Głównie tata wieczorami, siadał z nią przed płótnem i ciemną kredką w ręku, starając się zmusić do nabazgrolenia kilku kresek. Wciąż wmawiali, że to, co ma zostanie z nią do jak długo będzie go potrzebować.  (Pewny dar od Boga, który zdawał się być jedynym przyjacielem jej świętej pamięci dziadka. Tego, który potrafił przypalić wodę na herbatę i godzinami rozprawiać na temat koloru liści, bo doskonale widział różnice między zieloną koroną dębu, a paskudną barwą brokuł.) Natalia była prawdziwie przerażona, utratą pożądania jakie paliło się w niej, kiedy tylko sokoli wzrok dostrzegł coś białego bez wyrazu, bez historii. Ten irracjonalny strach najpierw wzbił się ponad chmury, żeby odciągnąć ją od jedynego związku, na jaki kiedykolwiek zdołała się zdobyć, po to, żeby runąć na ziemie z impetem i pozwolić znowu cieszyć się z pięćdziesięciu kolorów na jej dłoniach, bo całonocnych objawieniach.
Odkąd wszystko przestało wyglądać w jej życiu jak po trzęsieniu ze zniewalającymi ośmioma punktami w skali Richtera, ani razu nie pomyślała, że powinna spalić wszystkie swoje rysunki, tańcząc przy ognisku.
Widząc, jak daleko coś, co wyszło z jej rąk odbiegało od ideału, miała ochotę najpierw polać wszystkie prace kwasem a później zjeść. Może oprócz obrazu, który weźmie udział w wystawie. Przynajmniej tam widać jakiś poziom.
- Skąd wiedziałaś, że uciekam na ich widok? - Wydął wargi i uwolnił dołeczki w policzkach. Wyglądał zupełnie jakby najadł się pianek. Ale, o Boże, nadal wyglądał jak jeden z tych ułożonych chłopczyków, z dobrych domów gdzie matka krząta się po domu w fartuszku i potrafi zamiatać na kilkunastocentymetrowych szpilkach przy okazji, gotując obiad i czyszcząc kolekcje sreberek, a tata potrafi grać we wszystko, do czego potrzebna mu jest piłka, wozi się w drogich garniturach i przy okazji w garażu hoduje jakiś stary samochód dla którego nie ma już nadziei, ale nikt mu tego nie powie, bo mógłby rozryczeć się jak dziecko, dostające pierwszą jedynkę za zadanie domowe.
Pasował do wyimaginowanego obrazka, nieistniejącej, szczęśliwej rodziny. 
- W takim razie mamy szczęście, że piwnica to głównie szatnie, szafki i parę ławek. Dostałeś kluczyk? - Złapała klapy jeansowej kurtki, otuliła się nią mocniej i chwyciła się w żelaznym uścisku.

Dlaczego on idzie tak blisko mnie?

Niemal zaszlochała.
Skinął głową. Równie dobrze mógłby walnąć ją o mur, mocno. Natalia szła przed nim, więc nawet nie zauważyła, ale co dziwniejsze poczuła, że przytakuje.
- Numer?
- Sto siedemdziesiąt trzy. - Odparł, patrząc na przywieszone do srebrnego kluczyka, trzy cyferki.
- Tuż obok mojej, zaraz przy wejściu, ale twoja zdaje się jest na dole. - Zaśmiał się ze swojego prywatnego (na pewno nie śmiesznego) żartu.
- Co cię tak bawi? - Odwróciła do niego głowę. Schodzili już ze schodów, więc teraz stojąc trzy stopnie przed nim wydawała się jeszcze niższa. Normalnie dosięgała mu gdzieś w okolicach serca, trochę niżej od ramion. Gdyby do niego podeszła i wtuliła się w ramiona - wręcz do tego stworzone - usłyszałaby jego miarowe, równe bicie. Jednak w tym momencie głową dosięgała mniej więcej na wysokość jego bioder.
Przyjemny widok, patrzeć na niego z dołu. Nie za blisko.
- Jak widać w tej szkole nie zostanę filmowym bohaterem, z mnóstwem wielbicielek i zdjęciem tej jedynej na drzwiczkach.
 - Masz interesujące poczucie humoru.
- A ty niesamowicie czerwone usta. - Zarumieniła się. Odwróciła się zanim zdążył zauważyć jej płonące policzki. Przynajmniej modliła się w duchu, żeby nic nie widział.
- To komplement?
- Raczej stwierdzenie faktu, mała.  

Mała? Czy on nie zna ciekawszych przymiotników? 

Zeszli na najniższy poziom w szkole. Naty przywykła do widoku kolorowych szafek, zielonych ławek, na której spora część uczniów wylegiwała się w czasie przerwy na lunch, kilku drzwi z nie do końca czytelnymi podpisami typu "przebieralnie", ale Leon zatrzymał się w pół kroku i zrobił na tyle rozradowaną minę, że brunetka pożałowała braku aparatu. Jakby potrzebowała go, żeby cokolwiek uwiecznić.
Nigdy nie widziała, żeby ktoś prawie wyzioną ducha na widok piwnicy. Nawet tej w Studio.
 Wystarczyło coś czystego, ołówek...
- Długo się tu uczysz? - Gdyby mogła namalować sposób w jaki mówi, użyłaby ciepłego pomarańczu. Dokładnie takiego, jak przy zachodzie słońca.
- Nie uczę.
- W takim razie co robisz?
- Korzystam z luksusu bycia córką dyrektora. Od czasu do czasu, wbijam się na zajęcia i uczę dzieciaki grać na pianinie. - Odparowała z marszu. Tysiące razy powtarzała to samu do znudzenia, większość była zdziwiona tym faktem, ale Leon wydawał się jej... zazdrościć?
Tylko czego? Wspaniałego ojca, który rzeczywiście był cudowny, ale nie mogła powiedzieć, że niebiosy powinny klękać przed nim godzinami. Macochy, której stopy mógłby całować każdy mężczyzna, posiadający choć skrawek gustu? Jej dość dziwnego sposobu bycia?

Kretyn. Kropka.

- Mogę zadać ci jedno pytanie? - Poszedł za nią, kiedy skręciła w wąski korytarz, żeby przejść do kolejnego otwartego pomieszczenia. Ściany nie wydawały się tam kwadratowe, ani proste. Gdzie nie gdzie stały kolumny, jakieś wyżłobienia w suficie wyglądały jakby za chwile miały runąć na ziemie, a pokój miał kształt owalu albo koła. I wszędzie odbijała się od siebie czerwień z zielenią, czasem poprzedzielana niesamowitymi obrazami. Kotem z krwawiącym uchem, drzewo z fioletowymi gruszkami i smok zjadający... Pablo? - To twój tata?
- Tak zamierzasz zmarnować swoje pytanie? - Odparowała ze śmiechem. Zatrzymała się obok swojej szafki i wskazała ręką na numerek Leona. - Mój tata cię polubił. Tylko wybrańcy dostają szafkę w Czerwonym królestwie. - Obdarował ją pytającym uśmiechem, więc kontynuowała. - Były tu kiedyś stare łazienki, tata chciał to zmienić, więc przeprojektowałam to trochę. Wykorzystałam przestrzeń na kilka szafek. Chciałam, żeby kątów prostych praktycznie tutaj nie było i spędziłam bite cztery miesiące, żeby to wszystko pomalować.
- Wow. - Wiedziała, że jest pod wrażeniem i z jakiegoś powodu, świadomość, że ktoś taki zaniemówił z wrażenia, była prawie odurzająca. Prawie.
- Wiem. - Zaszczebiotała dumnie. - A twoje pytanie?
- Myślę, że musisz mieć ciekawy sekret.
- Raz: to nie jest pytanie. Dwa: niby skąd tak interesujący wniosek, Leon? - Gdyby mogła, wkurzona nastroszyłaby piórka. Niestety do dyspozycji miała tylko swoją kurtkę, którą miała ochotę owinąć się dziesięć razy ciaśniej.
- Masz racje, przepraszam. Poprawnie byłoby: Czy skrywasz jakieś tajemnice? - Stanął tuż przed nią.

Za blisko! 

Cofnęła się. Jeden niepewny krok w tył.
- Mam nadzieje, że to pytanie retoryczne. Chyba, że znajdziesz człowieka, który jest namalowany białą farbą na białej kartce z białymi konturami. - Nic ci nie grozi, Natalia, spokojnie. Tata, Angie nie pozwolą żeby... Szlak! Spojrzała na zegarek. Wyszli już, musieli już stąd wyjść, ale na pewno Gregorio...
- Prędzej tak wyobrażałbym sobie anioła.
Zaśmiała się nerwowo. Czarne loki zatańczyły w okół jej prawie przerażonej twarzy.
- Wszyscy mówili, że moja matka wyglądała jak anioł. - Wyminęła go i usilnie starała się uspokoić nogi, które instynktownie skłaniały się do biegu.
JestembezpiecznaJestembezpiecznaJestembezpiecznaJestembezpieczna. 

Czego ona się boi?

- Wyglądała?
- Masz ten współczujący ton pod tytułem "Ktoś bliski nie żyje? Cholera, ale mi przykro." - Stała na pierwszym stopniu.
- Nieprawda, nie jest mi przykro. - Oznajmił beznamiętnie.
- To dobrze. Ale mogę spytać dlaczego? Większość ludzi zaczęłaby się zarzekać, że nie wiedziała. Jakby nie było to oczywiste.
- Nie widzę powodu, żeby ci współczuć. Wygląda na to, że wiesz co mówisz.  A ty jaki masz powód radości z mojego braku współczucia?
- Bo ona wciąż oddycha, nie sądzę, żeby współczucie mi z jej śmierci było odpowiednie w takich okolicznościach. Chociaż dla mnie leży na dnie jeziora od ośmiu lat, mówienie o niej w czasie przeszłym tylko pomaga mi o niej nie myśleć.
- Skąd te wyznania, Natalia? Wyglądasz na osobę, która wpuszcza do swojego pokoju tylko powietrze. Tym czasem myślę, że dzielisz się ze mną rzeczami, których nie powiedziałaś nawet terapeucie.
- Co? - Tym razem powietrze zatrzymało się w jej płucach, policzki wykwitły na kolor jej krwistoczerwonych ust a szczęka opadła na podłogę. Pewnie jej zdziwienie mogło przetorować sobie prostą drogę na drugą półkule, do Chin.
- Nie przejmuj się też ich nie lubię, są cholernie wyniośli. Może dokończymy te wycieczkę jutro, co? Przetrawisz naszą rozmowę, wyglądasz na taką co wszystko analizuje. O której kończysz zajęcia malarskie?
Cholera! Co?
-Piętnastej. - Naprawdę się odezwałaś?
- Do jutra, mały aniołku. - Puścił jej oczko, wsadził ręce w kieszeń i z gracją lwa ruszył prostą drogą do wyjścia.
Żaden nieznajomy nie powinien wyglądać tak dobrze, kiedy właśnie wyjawił ci szczegół z twojego życia, o którym wie tylko garstka osób. Nie powinien mówić do niej słodko, nie powinien... Nie powinno go tu być!
Głęboki oddech, wszystko będzie dobrze. Wystarczy, że.. Oddychaj. Wystarczy, że ostro powiesz mu, że musi schować się przed dziewczyną, która mogłaby oczarować, przewrócić, zamalować, wyrzucić, zgnieść i postawić przed ni, jeszcze raz jego mały świat. 
Ucieknie, na pewno.

Naburmuszona, wyszła ze Studio, kiedy niebo zaczęło płakać. Nade mną? Nie zważając na coraz bardziej przemoknięte ubranie, powoli, dławiąc się wodą, ruszyła w kierunku samochodu.
Nic oprócz burzy, nie zniszczyłoby bardziej jej myśli. 
Jak na zawołanie usłyszała grzmot, a po chwili w oddali zobaczyła błysk.
Poczuła, że to jakaś chora groźba skierowana w jej kierunku. 
I odjechała do jedynego bezpiecznego miejsca w tym paskudnym mieście. Mimo braku jego widoku, Natalie wciąż prześladował płomień w jego spojrzeniu. 

N I E B E Z P I E C Z N Y? 

Wybuchła cichym płaczem. 
Co to było? 
Zaprzeczenie?
Proźba? 
Błaganie? 
Modlitwa? 


*Pewien seryjny morderca.

Cześć i czołem, witam i przepraszam. Rozdziały nie było ponad miesiąc i ogólnie nie mam jakieś specjalnej wymówki, bo szkoła, a szkoła to nie wymówka. Ta instytucja zajmuję się tylko marnowaniem czasu wielu ludzi. Ale nic, olimpiady minęły z żadnej nie przeszłam, więc na spokojnie mogę zacząć nie uczyć się do próbnych egzaminów. Nie nudzę więcej. Idę coś ze sobą zrobić. Może skoczę z dywanu na podłogę? 
Mam nadzieje, że przy tym nie zginę. Życie mi powodzenia. Ściskam. 
xx

PS. Pardonsik, że nie odpisałam na komentarze. Wyleciało mi z mojego tępego łba. 
PPS. Do Any Julii. ;> Na bloggerze używam imienia Sophie, a normalni Dominika. Obojętne mi, którym chciałabyś się do mnie zwracać. ;) Wszystkie - naprawdę wszystkie oprócz Domi - zdrobnienia znoszę dobrze, więc to tylko kwestia Twoich chęci. :D 

Ściskam po raz drugi. 
<3

14 komentarzy:

  1. Wiesz ile ja jestem do tyłu?
    Chrzanić to.
    Nadrobię, wrócę, skomentuje.
    Zeszłe też.
    O B J E C U J Ę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jesťem. Kochanie, będzie krótko, wybacz. Cudowny rozdział. Jak ja uwielbiam twoje opowiadanie, jejku. Jest cudowne. Leon i Natka. Ty wiesz, jak ja kocham to połączenie. Razem są cudowni.
      całuję,
      Cathy

      Usuń
  3. W końcu się doczekałam. Myślałam już, że o nas zapomniałaś :(
    Kolejny NIEZIEMSKI rozdział. Znowu dopada mnie depresja, spowodowana tym, że dociera do mnie jak wiele jeszcze przede mną, by tak pisać.
    Te opisy <3 One są po prostu piękne.
    Podoba mi się to zdanie "deszcz musiał być kolejnym, chorym wymysłem romantyków". Mi osobiście deszcz kojarzy się z kolorem szarym - a on, ze smutkiem, monotonnością. Kiedy przeczytałam to zdanie, od razu w mojej głowie pojawił się obraz tego pocałunku, opisanego wcześniej <3 Wszystko ze sobą idealnie współgra. Chyba do końca twojej przygody z bloggerem, w każdym komentarzu będę Ci mówić, jak ogromny masz talent.
    Zawsze kiedy czytam twoje cuda, skłaniają mnie one do wszelakich przemyśleń. Często niemających nic wspólnego z rozdziałem. Dziękuję ci za to <3 Czytając je mogę się na chwilę zatrzymać, pomyśleć, zastanowić się...
    Nareszcie się poznali ^^ Myślałam, że po kilku rozdziałach przejdzie mi to uczucie "niesmaku", ale jednak się pomyliłam. Chociaż jest ono zdecydowanie mniejsze. Trzeba być cierpliwym. Może w końcu się przyzwyczaję ;D
    Zastanawia mnie fakt, skąd Leon wie te wszystkie rzeczy o Natalii. Przecież nie miał jak się o nich dowiedzieć. Chyba, że coś przeoczyłam w poprzednich rozdziałach, ale to raczej nie jest możliwe. No właśnie, raczej...
    Szybko ją rozgryzł. Wyrazy podziwu. I te jego myśli o czerwonych ustach... Kryje się w nim wiele tajemnic. Podoba mi się to ^^ Ten płomień w jego spojrzeniu, który prześladuje naszą Naty, czyżby rzeczywiście był tak Niebezpieczny jak jej się zdaje?
    Z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów :**
    A z dywanu skakać nie radzę, ja ledwo uszłam z życiem. Ale jeśli tak bardzo chcesz ;D Powodzenia :**
    Weny życzę ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zapomnieć? Skąd, nigdy. Szkoła się mocno dawała we znaki. Przełom października/listopada to głównie olimpiady, a wiadomo, że 3 klasy męczą najbardziej. ;) Ale już po wszystkim, wróciłam. <3
      Zabawne, doprawdy. :) Jeżeli to Cię pocieszy to nie wyobrażasz sobie jaki jest kanion pomiędzy mną, a moimi ukochanymi pisarzami. To jest dopiero różnica. :>
      Co do talentu - kolejny dobry żart, ale mimo wszystko dziękuję. :) Poza tym, to zdanie jest chyba jedynym normalnym czymś, w tym rozdziale, według mnie, przynajmniej. :D
      To ja dziękuje. Cholernie fajnie wiedzieć, że skłaniam kogoś do refleksji.
      Miejmy nadzieje. :) Oni są tacy słodcy razem. <3 Powiadam.
      Zgadza się, niemożliwe. Zdradzę tylko, że z Leona jest świetny obserwator. ^^
      Leoś jest raczej tajemniczy, niżeli niebezpieczny. :)
      Dywan jest w tej chwili prany. :c Tęsknie za nim. <3
      Gracias. <3

      Usuń
  4. Jestem, po prostu. Śledzę w wolnych chwilach i czytam jak zawsze z przyjemnością. Nie mam zamiaru składać obietnic, które są ciężkie do spełnienia, ale wiedz, że na pewno doczekasz się ode mnie długich komentarzy. :)
    Aussie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś. :)
      Jeżeli nie masz czasu, to spokojnie. Nikt nie goni, nikt nie karze. Po prostu jesteś - mi to wystarcza. <3

      Usuń
  5. Bloggerze, jak mogłeś usunąć mój półgodzinny komentarz??
    Dominiko!
    Napisałam dłuuuugi przejmujący komentarz, z moimi wszystkimi przemyśleniami i odczuciami, ale wredny blogger bezdusznie mi go usunął, więc wybacz, ale będzie ociupinkę krócej :)
    Nie odbierz tego jako wyrzutu, ale Twoja dłuuuuga nieobecność była taką moją małą katorgą. Codziennie wchodziłam na Twojego bloga i sprawdzałam, czy nie dodałaś czegokolwiek i... nic! Wiesz co? Zabrakło mi inspiracji -,- Ale teraz wiem, że warto było czekać :)
    Rozdział bez zarzutu. Piszesz bardzo opisowo i twórczo. Nie mówię, że to źle, wręcz przeciwnie. Bardzo lubię opowiadania, w których oprócz bezsensownych dialogów dowiaduję się, co bohaterowie myślą i czują. Zwłaszcza, gdy jest to opisane w tak cudowny sposób! Jesteś skarbem, pamiętaj o tym!
    Nie wiem, czy napisałam to poprzednim razem, ale wprost uwielbiam Leonaty, prawie tak jak Fedenaty i Naxi. Nie wiem (wybacz powtórzenie), czy wynika to z mojej ogromnej sympatii do Natalii, czy raczej głębokiej miłości do Leona, ale tak jest i już <3
    Wiesz co? Też kocham te zielone oczy. Wiem, jak ciężko jest oddać ich piękno, ciepło i bezpieczeństwo. Bo są zbyt piękne, by je opisać. Więc powiedz mi, jakim cudem Tobie się to udało? Czytałam o nich z zapartym tchem, bo naprawdę je kocham (można kochać oczy?) <3
    Fabuła, jak już pisałam, jest naprawdę niezwykła i inna, niż wszystkie. Każda historia się czymś wyróżnia, jest indywidualna i jedyna w swoim rodzaju, ale Twoja wyróżnia się podwójnie. Bo nawet w tym całym zgiełku emocji jest miejsce na aksamitne czerwone usta, szmaragdowe oczy i "małą" :)
    Odwołam się teraz do komentarza Ślicznej nieco wyżej. "Zastanawia mnie fakt, skąd Leon wie te wszystkie rzeczy o Natalii". Myślę, że tutaj należy poruszyć wątek snów. Te właśnie sny są znaczące. Właśnie w snach (celowe powtórzenia) pierwszy raz się zobaczyli, spotkali i zbliżyli. Poczuli to co czują (o ile w ogóle coś czują, na pewno jest między nimi chemia). Sny stały się ich indywidualnym innym światem, w którym mogli się spotykać nie wiedząc, że kiedykolwiek naprawdę się spotkają. Zbliżyli się do siebie. Uważam, że Leon poznał w nich przeszłość Natalii, albo jej zachowania, które kierują na wspomnienia. Kiedy ją zobaczył zaczął podejrzewać, że jego osobiste 'wizje' zapamiętane z tych właśnie słów, mogą odwzorowywać się w rzeczywistości. Nie miał jednak pewności. Gdy zostali sami, a on zobaczył, że zachowanie Natalii przypomina to, które pamiętał, wiedział już, że sny mają swoje odnośniki w realnym świecie i stąd właśnie te pytania. Poza tym, sam będąc zranionym, zobaczył w niej to, co widzi w lustrze. Ale to takie moje przypuszczenia :) Wybacz mi tą "naukowość"...
    Bardzo podoba mi się zachowanie postaci, które ignorując pragnienie bliskości, wciąż utrzymują pewien dystans, jakby faktycznie poznali się sekundę temu. Dopiero w tej barwnej piwniczce dają lekki upust uczuć i rozmawiają szczerze. Bardzo mnie tym zaczarowałaś :)
    Cóż dodać więcej? Uwielbiam Cię :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny z niecierpliwością :)
    Ania

    PS.: Jeżeli lubisz czytać o tych pięknych oczach, to zapraszam: http://violetta-naxi.blogspot.com/2014/06/one-shot-geboka-zielen-szmaragdowych.html
    One shot dosyć stary, jeszcze sprzed wakacji, ale myślę, że może Cię zainteresować :) Zakończenie trochę niespodziewane, ale więcej nie zdradzam! Przygotuj chusteczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju. Zły blogger. Co powiesz na zbiorowe morderstwo? Trzeba mu sprawić nauczkę. :D
      Nic się nie stało, znam to megą wkurzające uczucie.
      Sama siebie dobijałam tak dłuuugą przerwą. Praktycznie nie pisałam, nie miałam czasu i wbijałam sobie sztylecik w serce. Uch. Okropne. Ale obiecuje poprawę, na razie mam względny spokój. :)
      Zarumienię się. Naprawdę. <3
      Ach miłość do tej dwójki jest taka... prosta? Oboje są uroczy, prawda? I jak dla mnie idealni dla siebie. (A taka ze mnie wielka fanka Leonetty i Naxi XD)
      Można! Ja też kocham. <3
      Ciekawe spostrzeżenie odnośnie snów, szczerze mówiąc, nie wpadłam na to. Wiedza Leona jest spowodowana, że tak powiem, urokiem i wścibstwem jego cudownych paczadełek. Rozdział 5 rzuci na to trochę światła, a nawet całkowicie to wyjaśni. ;)

      Dziękuje, że przybyłaś tutaj do mnie. Szalenie mi miło. <3

      Mamy wspaniałe 4 wolne dni, więc myślę, że mnie tam zobaczysz. ^^
      Ściskam, mocno. ♥

      Usuń
  6. Leon... Leon... oh, proszę Cię, Leon, nie bądź taki fantastyczny w każdym tego słowa znaczeniu, nawet najbardziej pokrętnym. Dlaczego on musi być tak intrygujący, jak Ty to robisz? Cudo, po prostu cudo. Rozpływam się i to wcale nie za sprawą gorącego kaloryfera, który znajduje się tuż obok mojego biurka, tylko dzięki temu opowiadaniu. Masz czysty talent i taką lekkość pisania, że ludzie ze skłonnościami do zazdrości mogliby po prostu oszaleć. A ja cieszę się Twoim stylem pisania, ponieważ to naprawdę wielka przyjemność docierać na Twoje blogi i czytać, co tam nowego napisałaś. I z każdym kolejnym rozdziałem, ba - z każdym kolejnym zdaniem Twoje rozdziały są coraz lepsze i mogę to powtarzać bez końca.
    Każda z postaci w tym opowiadaniu ma duszę, co tak naprawdę w opowiadaniach rzadko się zdarza - niestety. Większość to bezbarwne marionetki, nie charakteryzujące się niczym. Po prostu są. A u Ciebie bohaterowie są intrygujący (najbardziej, rzecz jasna, Leon, nawet bardziej, niż Natalia) i szalenie prawdziwi. Tak, prawdziwi. Z masą problemów i różnych (dziwnych) przemyśleń, od których umysł wręcz płonie. I to jest naprawdę godne podziwu, że potrafisz ich tak wykreować.
    Aussie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja to robię? Hmmm... Na pewno nie biorę przykładu z reżyserów V3, którzy w tym sezonie postanowili zrobić z niego totalnego idiotę. :D
      Mój kaloryfer tak mnie kocha, że aż musiałam otworzyć okno. Co za miłość robi z człowiekiem?
      Lekkość - możliwe. Strasznie przyjemnie mi się piszę. Z tym talentem jednak bym nie przesadzała. :P Ale jak zawsze, bardzo, bardzo dziękuję.
      Cieszę się, że jest kilka osób, które to doceniają. :)
      Pozdrawiam cieplutko (ale nie za bardzo, bo w końcu kaloryfer :D)
      Soph. xx

      Usuń