środa, 13 sierpnia 2014

01. The dream.

Sen.

Początek listopada?
Sobota, ranek, Buenos Aires. 


Słońce jeszcze nie górowało na niebie, a poranna mgła dopiero zaczęła chować się za drzewami. Deszcz nie miał zamiaru ochładzać dzisiaj rozgrzanej ziemi i nawet wiatr nie miał ochoty dać ludziom świeżego oddechu.  Macki lata omamiały wszystkich.  Chmur nadal nie było widać. Cisza.
Tylko słońce. Morderca snów.


Którego dnia się pojawisz? Pojawisz się?
Już nie wierze. Chyba.
Nie potrafię. Istniejesz?
Proszę. Proszę. Choć do mnie. Jesteś, widzę. Wiem. Czuję.
B Ł A G A M.


Zwyczajny dzień.

Miłość nie istnieje. Pamiętaj.
Z tą myślą, dręczącą ją każdego dnia, odłożyła płótno na bok. Zdążyła strzepać z niego resztki pyłku. Lubiła kredki za ten charakterystyczny proszek, który zostawiały na materiale. Wydawały się przez to żywe albo chociaż mniej martwe. Schowała do pudełka każdą z osobna.
Zielone. Znowu wyciągnęła tylko zielone.  Jasne, ciemne. I te pośrednie. Przypominające świeżą trawę, inne, wyglądające jak stara kapusta. Na końcu wpatrywała się w najmniejszą, najbardziej zniszczoną i najczęściej przez nią używaną. Nienawidziła. Kochała. Miała mieszane uczucia odnośnie tej kredki. Była uosobieniem nadziei, w którą nie wierzyła. Była najjaśniejszym kolorem jego oczu. Była... Kolor zielony ją prześladował. Może rzeczywiście, terapia to nie taki zły pomysł.
Ołówek sturlał się z kolan i powędrował na podłogę. Nie zwróciła na niego uwagi. Nie irytował jej i nie zmuszał do myślenia. Nieświadomie, został jej cichym przyjacielem. Najwierniejszym powiernikiem snów. Każdej myśli o nieznajomym. Ołówek stał się jej długopisem, a płótna i kartki najpiękniejszym na świecie pamiętnikiem, które od tak dawna zapełniały się jedną osobą, nim. Wiele stron zmarnowała zapisała zamykając oczy i przypominając sobie minioną noc. I te zielone oczy, których nigdy nie potrafiła oddać i d e a l n i e. Zawsze, ich spojrzenie różniło się, kiedy spoglądały na nią z kartki a nie z tej przystojnej twarzy, której, o ironio, nie potrafiła zapamiętać. 
Nie chciała?
-Idę!- podniosła się z Ziemi, starając się uporczywie przypomnieć sobie jego rysy. Wystarczyłby kolor włosów albo imię nawet.... Nie! Widziała tylko dwa zielone kryształki, w których wciąż tliła się, zupełnie bez sensu, nadzieja. Tylko ona, zawsze. Jakby nie mógł patrzeć czymś, co mogłaby znieść, na przykład nienawiścią? Żalem? Smutkiem? Goryczą? Nie. Ten seny koszmar, anioł, strach chłopak ze snu musiał wybrać uczucie, w które nie wierzyła.

Boże, niech on wylezie z mojej głowy. Oczywiście jeżeli istniejesz, a wszyscy rozsądni ludzie, wiedzą, że tak nie jest.

Prośba niemożliwa do spełnienia. Bóg, ma co do ciebie inne plany, słonko.
Z podrwieniami, Twój Anioł Stróż.
Ale ty nie wierzysz. Nie widzisz. Nie istniejesz dopóki nie odkryjesz.

-Cześć.-wyjątkowo z uśmiechem na twarzy podeszła do lodówki i wyjęła karton z sokiem jabłkowym i pomarańczowym dla siostry. Sama nienawidziła tych pomarańczowych kulek, na które zresztą miała alergie. Usiadła przy barku w kuchni, na za wysokim dla siebie krześle.-Co na śniadanie, Angie?-Macocha nie odwracając się do niej twarzą, rzuciła szybko, że zrobiła jej ulubione naleśniki. Potworna, długonoga, blondynka, lizus, któremu zawsze wszystko się udawało. Do tego ten wiecznie radosny ton i uśmiech, oszałamiający.
-Mam nadzieje, że Nutella i bita śmietana są.
Tym razem odwróciła się do niej twarzą.
-A co to byłoby za naleśniki?- Brunetka się uśmiechnęła. Szczerze. Lubiła ją. Angie, mimo tego wiecznego uśmiechu na ustach, miała coś, co Natalia dostrzegła w niej dawno temu. Odrobinę mroczniejszą stronę, którą uwielbiała z niej wyciągać garściami. Niestety, nie zostawała na wierzchu na stałe. Jednak była, w tym całym bałaganie, miło.-Narysowałaś coś?-Powiedziała, kładąc pierwszą, okrągłą rozkosz na talerzy przed jej nosem. Nie zdążyła przytaknąć. Jej tata, wysoki brunet, wszedł do kuchni i jak robił to każdego ranka, pocałował ją w czubek głowy.
-Co u mojej starszej księżniczki?-zdążył podejść do swojej narzeczonej i pocałować ją w usta. Dziwne, nie krzywiła się już jak mała dziewczynka. Patrzyła się na nich i wydawało jej się całkowicie normalne, że okazują sobie uczucia.
-Starsza księżniczka rozmawia z przyszłą królową.-odpowiedziała, zaabsorbowana nakładaniem słodziutkiej czekolady na naleśnika.-I odpowiadając na twoje pytanie Angie. Tak narysowałam. Dzisiaj rano.-Westchnęła. - Tato podasz mi dwie szklanki? Młoda zaraz przyjdzie.
-Młoda już przyszła.-Lena objęła siostrę od tyłu.- Cześć razy trzy. Angeles, jesteś boginią!-powiedziała, patrząc na cuda, parujące na talerzu.
Kolejny uśmiech. Szczęście. Czekolada. Dom. Rodzina.
Czego chcieć więcej?
Miłości, idiotko.
-Po terapii pojedziemy po sukienki, dobrze dziewczyny?-blondynka oparła się o ramię Pablo. Wypowiadała nieistotne słowa o kolorze i tkaninie. Pochłonęła Lenę w dyskusje o krój. Pan Cordero tylko patrzyła na kobiety swojego życia z iskierkami w oczach.
Miłość?
W domu jej ojca w jej domu, w powietrzu unosił się mdły słodki zapach miłości, w którą ona nie wierzyła, nie wierzy.
Pragnie. Nie potrafi jej tylko dostrzec. Stara się? Nie umie.
Przewodnik, tego potrzebuje.
Gdzie jesteś?

Normalny dzień. Zwykła Terapia.

-Cześć, Luiza. Co u męża?- Natalia bez pukania weszła do gabinetu swojej terapeutki. Kobieta miała około trzydziestu trzech lat, trochę za duże okulary, burzę ciemnych włosów, które w zależności od słońca mieniły się na czarno albo brązowo, wiecznie chodziła w spódniczkach, miała męża i była najwierniejszą powierniczką Natalii.
-Hej, kochanie. Dziękuję, dobrze. Dwa dni temu wyszedł ze szpitala.-Dwie miętowe herbaty stały na szklanej ławie, obok dwóch białych (cholernie wygodnych foteli), jak zwykle. Usiadły na nich, jak zawsze. I rozmawiały, jak najlepsze przyjaciółki. Gabinet Lui był stworzony tylko po to, żeby mogła mówić. Choć cały był w cholernej zieleni, lubiła spędzać tutaj każdy sobotni poranek. Ten ohydny kolor na ścianach dało się ignorować, kiedy mówiło się praktycznie o wszystkim. Nie bała się wtedy nawet tej durnej, białej, metalowej szafki w drugim kącie pokoju. Akta. Jej akta i wszystkich pacjentów. Pogwałcenie prywatności, jeżeli ktoś by to przeczytał, oczywiście. Na samą myśl wzdrygała się, prawie niezauważalnie. Spaliłaby się ze wstydu jeżeli ktoś dowiedziałby się o czym myślała, mówiła i rysowała przez ostatnie trzy lata.
-Lu, po co ja właściwie jeszcze tu przychodzę?-odstawiła kubek ze złotawym płynem i wstała. Podeszła do średniej wielkości okna. Zawsze zazdrościła jej tego widoku. Mogła patrzeć na połowę Buenos Aires. Tylko patrzeć, ci ludzie spokojnie spacerujący bo najbardziej ruchliwych ulicach nawet nie wiedzieli o istnieniu tego okna. Była niewidzialna. Ja całkowicie widzialny duch.
Magia. Ludzka głupota.-Nie miałam żadnej próby samobójczej. I dobrze wiesz, że nie zamierzam mieć. Moja nienawiść do matki jest chyba zrozumiała. A podejście do świata dziwne, ale moje. Tylko moje. Nie chce się zmieniać.-warga jest drżała.
-Nikt nie chce żebyś się zmieniała, Naty.
-Hipokryzja. Wiesz, że tego nie znoszę.-wciąż obserwowała. Mrówki, na dwóch nogach, które spieszyły się pozornie do czegoś, do celu.
Niespodzianka, kiedy umrzecie cel zniknie i wszystko będzie bez znaczenia. Nawet to, że dwoje nastolatków ukradło torebkę kobiecie, biegnącej przez światła i to, że jakiś pijany taksówkarz potrącił rowerzystę. Wszyscy się gapili. Nie widziała w tym sensu.
Bez znaczenia. I tak zginiecie.
Bez znaczenia.
-Dlaczego?-kobieta nie była zaskoczona. Natalia zawsze miała swoje podejście do wszystkiego. 
-Terapia jest przecież po to, żeby zmieniać ludzki charaktery. Jestem na terapii, chodzę na terapię. Wnioski wysuwają się same.
-Jesteś na terapii, żeby zedrzeć z ciebie skorupę. Żeby otworzyć twój wyjątkowy charakter na świat. Zmieniamy tylko tą powłokę, którą odgradzasz się od wszystkich.-powiedziała łagodnie, poprawiając okulary.
-Widzisz we mnie jakieś zmiany?-odwróciła się z powrotem do Luizy. Powoli skierowała się do białego fotela.
-Myślę, że najbardziej istotny jest twój powrót do gry na pianinie.
-Dlaczego?
-Może sama się nad tym zastanowisz? Hmm? - ostatni łyk herbaty.
Sama odkryję te tajemnicę?

Dzisiaj też mnie nawiedzisz w nocy? 
Jutrzejszy poranek też skończy się brudnymi na zielono dłońmi? 
Co dla mnie planujesz?




Jak masz na imię, dziewczyno? Powiedz, tylko tego chce.  Znajdę cię. Muszę. Potrzebuję.
Bądź. Zawsze. Teraz. Na wieki.
Wyjdź z mojego snu i z rysunków. Stań przede mną. 
Nie będę prosił na kolanach. Zrobię wszystko. 

Zobaczyć, poznać. Czy tak wiele oczekiwał od życia? Kolejna kreska, ubolewał. Kolejny obraz musiał być czarno-biały. Kredki, farby, pastele i gitara. Całe jego szczęście było pochowane w dziesiątkach toreb i kartonów. Pudła z jego imieniem równie dobrze mogły już stać w jego nowym pokoju. Tylko po co? Cała ta farsa z przeprowadzką na drugi koniec świata. Zmieniasz szkołę, otoczenie, powietrze. Życie. Ale najpierw musisz pognić w jeszcze większym białym pudle z metalu.
Tak, dla czystej satysfakcji złośliwości.
Następna. I jeszcze jedna. Kolejne trzy. Powstał dość nie wyraźny zarys twarzy. Okrągła, z czarnym spaghetti na głowie.
Śnie, stań się rzeczywistością. 
Obudź we mnie to, co uśpione. Daj mi poczuć... Miłość? Proszę, odnajdź dla mnie to uczucie. Pokaż mi twoją drogą, odwiedź ze mną twe uśpione zakątki. Trwaj przy mnie do końca. Myśl o mnie, daj mi marzyć o tobie. Chcę oddychać słodkim zapachem jednych perfum. Jednej osoby.
Powoli kończył. Wyłonił się kształt ust stworzonych dla niego, gdyby tylko dopadł do pasteli albo chociaż kredek... Świerzbiło go, żeby tylko nadać im krwisty, czerwony kolor.  I oczy. Bez wyrazu.
 -Leon, dlaczego rysujesz tak niewyraźnie? Przecież mógłbyś oddać tą dziewczynę w sposób perfekcyjny. Jakby było to zdjęcie. Potrafisz.
-Potrafię. Oczywiście, że potrafię.
-To dlaczego tego nie zrobisz?
-Bo snów nie da się odbić idealnie, tato.
Cisza. Tylko głuchy dźwięk silnika i pocieranie ołówka o kartkę. Nic oprócz myśli i wyobrażeniu o kolorze jej białej skóry. Zamknął oczy. Przez chwile, dosłownie sekundę, kiedy widział ja wyraźnie, poczuł zapach, parzonej mięty. Słodki? Gorzki? Wyjątkowy.
-Obudź się, lądujemy.-Prysł. Sen odszedł. Prawie zachłysnął się powietrzem.
-Witaj Argentyno.-westchnął ciężko. To nie będzie dobry rok. Ani trochę. Bez swojej siostry był zupełnie niczym niebo w żałobie. Ciemne, pożarło w końcu jasność. Zło, czarny nie współgrał z radością. I ten deszcz. Pogrążony w płaczu. Wylewał swoje łzy litrami, psując innym widok na słońce.
Z nim nie było jeszcze tak źle. Jeszcze.


Kiedy wszedł do swojego pokoju zobaczył stos brązowych kartonów i łóżko, jeszcze w foli. Przedzierał się wzorkiem po granatowych ścinach. Nic. Pusto. Żadnych obrazów, ale miał garderobę. Jak na każdego nastolatka przystało. Nie chciało mu się nawet tam zaglądać. Wiedział, że musi być stosunkowo duża i obszerna. Rzucił się w poszukiwaniu jedynego białego pudła, wyjątkowego. Jak on. Przetrząsnął każdy centymetr pomieszczenia, nic.
Zszedł na parter. Kartony nadal walały się dosłownie wszędzie. Zupełnie jak przy inwazji.
Może za chwile wyrosną im nogi i zaczną się na nas rzucać?
W końcu się zdenerwował, nie znosił tego całego bajzlu przy przeprowadzce. Krzyknął:
-Gdzie jest moje pu....
-Na fortepianie!
A gdzie jest fortepian? Nie był taki mały, musiał gdzieś tutaj stać. Podszedł w stronę jak mu się wydawało łazienki. Niespodzianka. Trafił do kuchni, a obok niej znajdował się instrument. Lśniący. Czarny. Nowy. Aż chciałoby się...
W końcu był jego. Usiadł na ławeczce przed nim, położył ręce na klawiszach i czuł, że jest w niebie. Kochał rysować, ręce go świerzbiły, kiedy nie mógł dotykać ołówka czy kredek zbyt długo, ale nawet pochwała od Picasso nie byłaby warta tego silnego bicia serca, kiedy grał.
To muzyka była czysta definicją jego życia. Jego osoby. Jego charakteru.
Ale teraz był zaabsorbowany jej osobą i nawet magiczne dźwięki wydobywające się z najpiękniejszego instrumentu świata, nie mogły zatrzymać jego myśli.
-Masz zamiar grać, malować czy w końcu się rozpakujesz?-To był Daniel, starszy z jego ojców. Wyższy i rozsądniejszy. 
-Najpierw pomaluję trochę ściany, póki wszystko jest w kartonach. Nie chce niczego zachlapać.-Oznajmił spokojnie.
-Pamiętaj, że masz jeszcze do roboty kwiaty w kuchni i odwróć się.-Wskazał na największą ścianę w salonie. Zupełnie białą, czystą. Na podłodze przy niej leżało kilka wiaderek z farbą, mnóstwo pędzli a meble obok były owinięte w półprzeźroczystą folię.-Cała dla ciebie. Może najpierw zajmiesz się nią?
Oczy błysnęły mu z zachwytu.
-Zajmie mi to z tydzień.
-Jeżeli będziesz stać jak taki kołek to nawet dwa.

Malował, malował, chlapał farbą i rzucał pędzlami. Jedna plama, druga, trzecia. Kreska. Linia. Powoli wyłaniały się kształty, cztery. Na razie bez twarzy i koloru. Bez niczego, nie przypominały nawet cieni. Były puste. Tylko jego głowa, zapełniona tysiącami obrazów i jedną myślą, mogła wiedzieć kto to będzie.
Zanurzony w swoim świecie, wciąż prosił.
Błagam, po raz pierwszy w życiu. Pozwól mi kochać.

No i mamy rozdział pierwszy. :) Nie mam za bardzo o czym się rozpisywać, więc kochani dziękuję za komentarze pod Prologiem. <3
Besos. ♥

11 komentarzy:

  1. Będę szczera, jak zawsze zresztą.
    Zastanawia mnie, jak to się dzieje, że pisząc trzy opowiadania jednocześnie, to tutaj jest 100 razy dojrzalsze, od tamtych. Ciekawa sprawa. Zapewne dlatego, że masz już za sobą wiele napisanych rozdziałów i po prostu się wprawiłaś, bo jakżeby mogło być inaczej? To naprawdę super, że tak się rozwijasz. :) A to opowiadanie zasługuje na oklaski już teraz, nawet jeśli to dopiero początek. Żeby nie było, Saber i Ziemia są oczywiście bardzo dobre, ponieważ oryginalne na swój sposób, ale to... przewyższa tamte pod względem jakości. Urok posiada każde z trzech :) I szczerze mówiąc największym sentymentem darzę Saber, ale nie ma co tu robić żadnych dziwnych rankingów. ;) Po prostu sądzę, że stajesz się lepsza w tym co robisz z każdym kolejnym napisanym słowem i przyjemnie jest to czytać. Jesteś też dowodem na to, że wiek nie gra roli. Moim skromnym zdaniem niektóre (ba, znaczna większość) moich koleżanek z klasy (dobra, to nie human, no ale... :P) nigdy w życiu nie byłaby w stanie napisać tak właśnie. I to jest tylko dowodem na to, że wiek nie odgrywa w życiu w sumie żadnej poważnej roli. A ja zastanawiam się, jak to się dzieje, że zawsze muszę tyle gadać/pisać. To trochę krępujące. :D
    Naty nie wierzy w miłość. Leon prosi o miłość. Naty chodzi do terapeutki. Leon dotarł do Argentyny. I co ja mam tu dodać, napisać? Każde z nich ma swoje problemy, swoje dwa własne, prywatne światy. No, a szczególnie Natalia, która ma dość niebywałe podejście do życia. Ciekawa jestem, czy to terapeutka je rozwinie, czy... ktoś inny.
    Poza tym, chciałabym umieć malować/rysować. Ale nie potrafię. Jak wielu innych rzeczy. :D
    Aussie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Aż tak. :o Chciałam, żeby to opowiadanie było inne, ale jakoś nie przeszło mi przez myśl, że może być dojrzalsze. Może dlatego, że tutaj raczej zaczyna się od prawdziwych problemów. Ale też masz racje, jednak już przez pozostałe blogi trochę się wprawiłam. Moim pupilkiem jednak wciąż pozostaje Ziemia. xD
      Dziękuje. :) Ja tam lubię, kiedy ludzie dużo mówiąc/piszą. :D
      Ja też zawsze chciałam umieć rysować. :D Tymczasem nie zostałam obdarzona żadnym talentem. Przykro, ale trzeba sobie radzić. xD

      Usuń
  2. Hej, przecudowna autorko najcudowniejszych tekstów :*
    Powiem Ci tak, wpadłam na tego bloga troszkę wcześniej, ale jakoś nie przyszło mi do głowy, by go czytać. ;D Głupia ja. No, ale po twoim zaproszeniu na tego bloga, uznałam, że musi to być przeznaczenie, że wpadam na niego drugi raz. <3 I to była prawda! To przeznaczenie!
    A przechodząc do części właściwej, czyli rozdziału... Powiem ci, że Lety to straaaaszliwie oryginalna para! I żeby Viola i Leon byli rodzeństwem! Ale... I tak szczytem mistrzostwa jest wymyślenie, by wychowywała ich para homoseksualna. MISTRZOSTWO SIOSTRO! ♥ Fedeletta - nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego?! <3 Uwielbiaaam ją, byliby idealną parą. [Ale Ruggerranna forever, co nie? ;)] Ogólnie, uwielbiam każde twoje słowo, bo każde (bez wyjątku) jest tak perfekcyjne, dopracowane, że aż mi się kręci w głowie. Warto też wspomnieć, że bardzooo podobają mi się zakładki. Lubię takie kreatywne nazwy stron. ;) Twój sposób pisania jest tak oszałamiający. Pokochałam twój styl i zapewne nie odkocham się, bo to co serce pokochało, rozum nie wymaże. Postaram się zapamiętać adres i wpadać częściej! :*
    To już koniec mojego króciutkiego komentarza. Naprawdę przepraszam, bo przecież ty zasługujesz na miliony słów. <3
    Pozdrawiam i życzę dużooo weny na pisanie rozdziałów. ♥
    xoxo,
    Vielet ♥

    Ps: Koooffam cię ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień doberek. :3
      Przeznaczenie górą c'nie. ^^ Albo do trzech razy sztuka. W tym przypadku do dwóch. :D
      Też myślę, że są oryginalni. xD Wiem, ja geniusz, żeby zrobić z Leonetty rodzinę. Mogłam wymyślić, miała być Maxletta. Ale doszłam do wniosku, że będzie śmieszniej, kiedy Maxi będzie z supernovą. Cyrk, jeden wielki cyrk, powiadam. ;3 Ruggerranna na zawsze. c;
      Od Ciebie ucieszyłabym się nawet za jedno słowo. <3
      A dziękuję, przyda się. :D

      Też cię koffam. <3
      Soph.

      Usuń
  3. Genialne. Piękne. Fantastyczne. Mogłabym tak wymieniać bez końca. W mojej głowie plącze się wiele emocji. Po pierwsze to gdy to czytam czuje się jak beztalencie. Chciałabym umieć pisać tak jak ty. Moje "bazgroły" nigdy nie będą tak dobre, jak te cuda, które piszesz. Po drugie nie za bardzo podoba mi się główny parring. Leonaty? Na prawdę? Owszem jest oryginalne, ale mi do gustu nie przypadło. Nie bierz tego do siebie. Bo ja mam tak zawsze. Na początku nie umiem się przyzwyczaić, ale z czasem ich polubię ;) A może nawet pokocham?
    Reszta par mi się podoba ^^ Violetta i Federico ♥ Maxi i Ludmiła ♥ Ich wolę bardziej. Po prostu nigdy wcześniej nawet do głowy mi nie przyszło, by Leon był z Naty. Maxi i Ludmiła, wszystkie te ich duety sprawiały, że miałam wrażenie, że coś między nimi jest. Tak samo jak podejrzewałam, że Fede ma coś do Violi. A tu proszę Fedemiła. No nic. Prolog również mnie zachwycił. Nigdy nie czytałam takiego. Wspaniale to wymyśliłaś, napisałaś. Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Pozytywnie oczywiście.
    Leon leci do BA bez Violetty? Dlaczego? Przynajmniej są rodzeństwem :3 Naty chodzi na terapię. Leonaty śni o sobie, a jednak się nie znają. No i ten pomysł z rodzicami Leona i Vilu bardzo mnie zaciekawił. Musisz być taka wspaniała? Na pewno będę czytać. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Uwielbiam Cię ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. :)
      Czy to cuda, to w to wątpię. Jak dla mnie to jeden wielki cyrk, jak już to powtarzałam wielokrotnie. Ale mój cyrk. :D
      Rozumiem i naprawdę nie biorę tego do siebie. Dobrze, że się przemogłaś i chociaż przeczytałaś, bo co poniektórzy, nie widząc tutaj Leonetty odeszli, nim pewnie zdążyli mrugnąć. Poza tym, nie każdy lubi wszystkie połączenia. ;)
      Taki słodki był z nich śpiewający duet, więc dlaczego tego nie rozwinąć? :D A Federowi trzeba było wynagrodzić, to, że go tak olała w pierwszym sezonie. xD
      Miło mi to słyszeć. :)
      Wszystko się wyjaśni. Violka na razie nie mogła, ale zrobi wszystko, żeby jednak być blisko brata. O tym mogę zapewnić.
      Wcale nie jestem wspaniała. Wręcz przeciwnie. :P

      Usuń
  4. No pacz, wpadłam ;>
    Hm. Już na początku moją uwagę przyciągnął Twój szablon. Wielkie propsy ;3 Jest to cytat z mojej ulubionej książki i na dodatek ulubionego bohatera. Dary Anioła, Jace ♥ Dlatego już wiedziałam, że spodoba mi się pierwszy rozdział. I to też się sprawdziło <3 Kolejny ciekawy pomysł ^^ Trochę jestem w szoku, bo z tym się jeszcze nie spotkałam O.o Violetta i Fede? Za to Cię już ubóstwiam ^^ Jednakże w moim sercu na zawsze wyryta jest Leónetta. O, właśnie. León. Naty. Dziwne połączenie, ale podoba mi się ;>
    Kochana, weny życzę ♥
    Czekam na kolejny!
    #Eline <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, gapa ze mnie. Zapomniałam. Masz Klausa na avku, kocham Klausa! *O*

      Usuń
    2. Hej, hej. ;3
      Dziękuje. Trochę nad nim siedziałam, jak widać się opłaciło. ;)
      Wszystkie cytaty są z DA. :D Mówię oczywiście, o szablonie i zakładce z bohaterami. ^^
      Ogólnie raczej też jestem oddana Leonettcie. Lety to jaki eksperyment. :>
      Dziękuję. ;*
      Klaus najlepszy! ♥
      Soph. <3

      Usuń