Dusza.
Ranek.
Dusza Pierwsza; Ona; Ołówek; Czarny smutek.
Odleciała. Otworzyła szeroko balkonowe drzwi, usiadła na podłodze. Płótno rozłożyła wygodnie na kolanach i już jej nie było.
Naszkicowała oczy. Po raz kolejny te same, mieniące się każdym odcieniem zieleni. Szmaragdowy było widać w lewym kąciku, kolor intensywnych liści, przebijał się tuż obok. Ale ona najbardziej lubiła blask nadziei. Charakterystyczny, znajdujący się tuż na środku. W centrum jej nieistniejącego marzenia o wyimaginowanym chłopaku.
-Kochanie, wstawaj. O dziewiątej zaczyna się terapia.
Przyfrunęła z powrotem. Ołówek spadł na podłogę. Ponownie ogarnął ją przytłaczający, czarny smutek.
Dusza Pierwsza; Ona; Ołówek; Czarny smutek.
Odleciała. Otworzyła szeroko balkonowe drzwi, usiadła na podłodze. Płótno rozłożyła wygodnie na kolanach i już jej nie było.
Naszkicowała oczy. Po raz kolejny te same, mieniące się każdym odcieniem zieleni. Szmaragdowy było widać w lewym kąciku, kolor intensywnych liści, przebijał się tuż obok. Ale ona najbardziej lubiła blask nadziei. Charakterystyczny, znajdujący się tuż na środku. W centrum jej nieistniejącego marzenia o wyimaginowanym chłopaku.
-Kochanie, wstawaj. O dziewiątej zaczyna się terapia.
Przyfrunęła z powrotem. Ołówek spadł na podłogę. Ponownie ogarnął ją przytłaczający, czarny smutek.
Południe.
Dusza Druga; On; Farba; Złoty Uśmiech.
Zapomniał o świecie i nie przejmując się otwartymi walizkami, kartonami i porozrzucanymi rzeczami, po raz kolejny malował swój sen. Znowu nawiedziła go brunetka z podkręconymi włosami, nie mógł zobaczyć dokładniej jej twarzy, ale wydawało się mu, że usta były jak truskawki. Intensywnie czerwone. I oczy, oczy były... brązowe. Ale z odległości z jakiej ją widział mieniły się głęboką czernią. Nie wiedział jak uchwycić ten blask.
-Siostra przyszła się pożegnać!
Przypomniał sobie. Farba rozprysła się w kącie obrazu, ale kiedy ją zobaczył, znów uśmiechnął się złotem.
Dusza Trzecia; Ona; Serce; Niebieskie Marzenia.
Szła po zaludnionych ulicach Madrytu. Skupiona na swoim celu, nie patrzyła na doskonale wyryte w pamięci obrazy starych kamienic. Kroki stawiała pewnie, nie żałując pogodnego wyrazu twarzy. Wyjątkowo słońce nie piekło jej w oczy a wiatr przyjemnie otulał jej ciało. Bliżej jej rodzinnego domu, nie czuła przyjemnego dotyku powietrza tylko macki strachu. Właściwie nie wiedziała czego dokładnie się bała. Samotności? Tęsknoty? Wchodząc do pokoju pozbyła się wszystkich uczuć.
-Hej. Ty znowu malujesz?
Zatrzymała się. Serce jej pękało. Ale niebieskie marzenie o kolejnym spotkaniu uśmierzało ból.
Ranek.
Dusza Czwarta; On; Smycz; Czerwona duma.
Zauważył, że nie zwrócił uwagi na aromatyczny zapach chleba, nadchodzący z piekarni, parę metrów dalej. Było cicho, jednak na ulicy zebrał się już spory tłum ludzi, spieszących się nawet w sobotę. W dzień, który powinien obfitować w błogie lenistwo. Jednak sam z rozmysłem łamał te zasadę, wychodząc z domu przed godziną ósmą z psem, po bochenek chleba. W jego ulubionej piekarni, dwie ulice od mieszkania jak zwykle o tej porze ruch był średni. Nie czekał długo, żeby podejść do lady.
-Dzień dobry. Poproszę to, co zwykle.
Zignorował smycz, która wyskoczyła mu z rąk. Pies sam doskonale znał drogę i kiedy zobaczył go czekającego przed drzwiami mieszkania, duma na jego policzkach przybrała kolor intensywnej czerwieni.
Zauważył, że nie zwrócił uwagi na aromatyczny zapach chleba, nadchodzący z piekarni, parę metrów dalej. Było cicho, jednak na ulicy zebrał się już spory tłum ludzi, spieszących się nawet w sobotę. W dzień, który powinien obfitować w błogie lenistwo. Jednak sam z rozmysłem łamał te zasadę, wychodząc z domu przed godziną ósmą z psem, po bochenek chleba. W jego ulubionej piekarni, dwie ulice od mieszkania jak zwykle o tej porze ruch był średni. Nie czekał długo, żeby podejść do lady.
-Dzień dobry. Poproszę to, co zwykle.
Zignorował smycz, która wyskoczyła mu z rąk. Pies sam doskonale znał drogę i kiedy zobaczył go czekającego przed drzwiami mieszkania, duma na jego policzkach przybrała kolor intensywnej czerwieni.
Dusza Piąta; Ona: Kwiat; Zielona miłość?
Złapała kolejny zapach kwiatu. Róże spokojnie dosięgały do jej okna, pokój na parterze okazał się znakomitym wyborem dla zakochanej w ogrodzie dziewczyny. Dławiła się ich intensywnym zapachem, jak każdego ranka. Zdawało się jej, że kiedy słońce dopiero budzi ludzi do życia, mają intensywniejszy kolor i dużo lepiej się przy nich myślało albo raźniej tańczyło się w ich blasku. Nawet jest starsza siostra po mimo niechęci do wszystkiego lubiła na nie patrzeć. To było jej małe zwycięstwo, wynagradzające cały trud włożony w ich piękne życie.
Usłyszała głośny wrzask ojca.
-Kochanie, wstawaj. O dziewiątej zaczyna się terapia.
Puściła słowa, żeby spokojnie płynęły. Nie były skierowane do niej. Zamiast tego podeszła do ukochanego kwiatu, rozkwitającego powoli. I pomyślała, że jaki kolor ma jej miłość. Zielony? Jak oczy, które od dłuższego czasu maluje jej siostra,
Dusza szósta; On; Piosenka; Szary żal.
Uderzył go zapach poranku. Nienawidził wstawać wcześniej od swojego brata i jego żony, szczególnie nie w sobotę. Powinien spać do jedenastej, jak każdy normalny nastolatek. Ale on nie był normalny i nie pogodziłby się jeżeli nie pooddychałby świeżym powietrzem, które zdecydowanie ułatwiało mu myślenie, pisanie i życie. Zszedł z łóżka, wciąż na pół przytomny. Oczy było ledwo otwarte, mimo to koniecznie chciał dostać się, do białej, zapewne brudnej kartki.
Wyszeptał sam do siebie:
-Gdzie jesteś?
Pogłaskał znalezisko, którego pragnął. Piosenka, zapisana niewyraźnym pismem wzbudzała w nim jeszcze więcej cholernego szarego żalu.
Dusza siódma; ósma Ona; On; Maska; Scena; Biała złość; Pomarańczowa gorycz.
Razem, na zawsze.
Oboje mieli szeroko otwarte oczy i wpatrywali się w siebie tym rodzajem miłości, który nigdy się nie kończy. Leżeli twarzami zwróconymi do siebie, a między nimi spoczywały dwie splecione ręce. Na oby połyskiwały złote obrączki, z wygrawerowanymi imionami. Ich największe
-Kocham cię.-Uśmiech na obydwu twarzach.
-Ja ciebie też.-Jeszcze szerszy.
I na chwile Maska i Scena zniknęły. Biel i Pomarańcz wyparowały. Gorycz i złość nie istniały.
To tyle, wiem, że położyłam na całej linii, ale jest. ;) Na pewno dużo lepszy niż mój pierwszy prolog, więc mam nadzieje, że chociaż komuś się spodoba.
Do zobaczenia. <3